niedziela, 14 grudnia 2014

Rozdział 8- "Nie nienawidzę cię"



                                          3 KOMENTARZE=NOWY 9 ROZDZIAŁ
- Dzień dobry - starsza kobieta podała mi dłoń.
- Dzień dobry.
- Julia Evans? 
- Tak, to ja.
- Możemy zaczynać? - miała bardzo miły głos.
- Tak, proszę wejść...
                                                                     ****
Zapraszam panią psycholog do środka i prowadzę ją do salonu. Siadam na swoim poprzednim miejscu i ponownie przykrywam się kocem. Odkładam książkę na bok i niechętnie spoglądam na nią
-Jestem Alice Foster. Jestem psychologiem. Jestem tutaj, aby ci pomóc- uśmiecha się do mnie
-Nie za dużo tego „jestem”?- pytam, a ona ani drgnie
-Jestem Julia Evans. Jestem pani pacjentką. Chciałam się zabić- mówię, a ona wzdycha
-Przejdźmy do rzeczy. Jeśli chcesz, możesz mi mówić po imieniu. Dobrze, Julia?- pyta, wyciągając swój notatnik
-Jasne- wywracam oczami, a ona ponownie na mnie zerka
-Opowiesz mi wszystko?- pyta
-Co chcesz wiedzieć?
-Dlaczego chciałaś to zrobić?
-Chciałam być z Jonathanem- mamroczę, bawiąc się skrawkiem koca
-Kim był Jonathan?
-Dobrze wiesz. Dlaczego pytasz?- złoszczę się
-Był twoim chłopakiem, tak?
-Tak
-Zginął w wypadku?
-Tak- po raz kolejny odpowiadam, a w moich oczach pojawiają się łzy
-Spokojnie- pochyla się do przodu i chce dotknąć mojej dłoni, jednak natychmiast ją zabieram
-Jak się czujesz?- pyta
-Jak cień. Nie chcę tutaj być. Chcę być z nim. Czuję się nie potrzebna, kiedy go nie ma obok. Czuję pustkę. Tylko przez niego byłam naprawdę kochana..- mówię, jednak mój głos zaczyna się łamać
-Masz przyjaciół?
-Miałam. Wszyscy się odwrócili. Wtedy… miałam jechać z nim- zaczynam mówić. Chodź niechętnie, czuję że powinnam
-A rodzice?- pyta
-Nie ma. Opiekuje się mną wujek. Teraz jest w Irlandii
-Rozumiem. Jak myślisz co by się stało.. gdyby przeżył?- pyta, a ja na nią spoglądam
-Bylibyśmy razem.. na zawsze- wyjaśniam, a ona po raz kolejny coś zapisuje
-Czym jest dla ciebie szczęście?-
-Dla mnie nie ma już czegoś takiego- szepczę
-Co lubiłaś robić, zanim to się stało?-
-Przebywać z Jonathanem
-A oprócz tego?
-To było to co lubiłam. Prawie zawsze byliśmy razem- wyjaśniam
-A zanim go poznałaś?
-Czytałam książki. Słuchałam muzyki-
-Czytasz teraz?
-Tak
-To ci pomaga odciągnąć się od rzeczywistości?-
-Nie do końca
-Co robisz, kiedy masz czas… teraz po wypadku
-Często chodzę na cmentarz- odpowiadam
-Dlaczego?- pyta
-Pani nie poszłaby, gdyby to pani chłopak tam leżał?!- pytam, lekko unosząc głos
-Spokojnie. Już ci mówiłam, że możesz mówić mi po imieniu- przypomina
-Ale nie chcę!- krzyczę
-Dobrze.. zadam ci kolejne pytanie. Co czujesz, kiedy jesteś przy nagrobku
-Czuję się dobrze. Moje miejsce jest przy nim.- odpowiadam spokojniej
-Co czułaś, kiedy traciłaś przytomność.. kiedy chciałaś się zabić?- pyta
-Spokój. Byłam spokojna, chociaż słyszałam wołanie Liama. Chciałam mu powiedzieć, że jest ok.. ale już nie mogłam- wyjaśniam
-To on cię uratował?- pyta
-Tak Liam. Brat Jonathana- mówię cicho
-To twój przyjaciel?
-Nie.. nie wiem. Nie lubi mnie.
-Dlaczego?
-Odebrałam mu ważną osobę. Też bym siebie nienawidziła- przyznaję
-Lubisz go?
-Trochę.. nie jest taki zły. Wiem, że cierpi tak jak ja.
-Chciałabyś z nim porozmawiać, przy mnie?- pyta
-Nie. Nie rozmawiamy zbyt wiele
-Jest ci przykro z tego powodu?
-Tak
-Dlaczego?
-Nie chcę by był zły. Nienawidzę siebie na tyle mocno, że nie chcę, żeby on też to do mnie czuł. –odpowiadam i w tym momencie słyszę, cichy szmer gdzieś w korytarzu. Spoglądam w tamtą stronę i dostrzegam Liama. Spogląda na nas przez chwilę, po czym odwraca się, wbiega po schodach na górę i trzaska drzwiami. Spuszczam głowę i czekam na kolejne pytanie
-Dobrze.. myślę ze na dziś wystarczy. Rozumiem, że to wszystko jest dla ciebie ciężkie.- uśmiecha się delikatnie
-Mam dla ciebie zadanie- uśmiecha się i wyciąga czystą kartkę papieru i dwa pisaki, które podaje mi
-Po co mi to?- pytam
-Chcę żebyś spisała kilka rzeczy… -zaczyna i pisze na jednej stronie kartki „+” ,a na drugiej „-„
-Zielonym pisakiem tam gdzie jest „+” napiszesz to, co może uszczęśliwić człowieka. Wszystko co przyjdzie ci do głowy. Natomiast tam gdzie jest „-„ napiszesz czerwonym mazakiem to, co może ich unieszczęśliwić. Dobrze?- wyjaśnia, a ja kiwam głową na zgodę i odbieram od niej kartkę
-Mam jeszcze jedną prośbę. Zamiast codziennie składać wizyty na cmentarzu, spróbuj zrobić coś innego.. idź do kina, biblioteki, gdziekolwiek..
-Nie mogę. Muszę go odwiedzać.- zaprzeczam
-Kolejną wizytę mamy za tydzień. Umówmy się, że przez ten czas, odwiedzisz go 2 razy, ok.?- pyta, a ja niechętnie kiwam głową na zgodę
-W takim razie dziękuję ci za dzisiejszą wizytę- uśmiecha sie i wstaje, więc ja robię to samo.
-Pamiętaj, żeby odrobić zadanie- przypomina mi, po czym odprowadzam ją do wyjścia. Kiedy tylko zamykam za nią drzwi, wracam do salonu. Nie od razu spostrzegam, stojącego na schodach Liama.
-I jak?- pyta
-Do niczego. Słyszałeś… - zaczynam
-Wystarczająco dużo- wyjaśnia i schodzi do salonu
-Jak dużo?- pytam
-Od pytania „Czym jest dla ciebie szczęście?” –cytuje i podąża do kuchni
-Więc słyszałeś, co mówiłam na twój..- podążam za nim i pytam, jednak on mi przerywa
-Tak. Słyszałem jak źle mnie oceniasz- zaczął, po czym nalał sobie soku do szklanki
-Nie oceniam cię tak- zaprzeczam i czuję się naprawdę źle z tym, że tak myśli 
-Nie ważne. Julia naprawdę to mnie nie rusza. Ale szkoda, że myślisz, że cię nienawidzę- odstawia szklankę, po czym wychodzi z kuchni, zostawiając mnie samą.
***Liam***
Kiedy wchodzę do domu, mam nadzieję, że spotkanie jeszcze się nie zaczęło… mylę się jednak, kiedy słyszę głosy dochodzące z salonu. W pewnym momencie mam ochotę podejść i wyjebać tą psycholog z mojego domu. Zadaje głupie pytania i nie rozumiem w czym mają jej niby pomóc. Irytuje mnie jeszcze bardziej, kiedy wchodzą na mój temat. Wychylam się delikatnie i obserwuję Julię. Unoszę brwi, kiedy wyraża zdanie na mój temat. Szczerze jestem pod wrażeniem jej ostatniego zdania o nienawiści. Nie myślałem, że nienawidzi samej siebie. Jednak jest na tyle głupia, że wmawia sobie, że ja czuję do niej to samo. Upuszczam bluzę, którą trzymam w ręce, co kieruje jej wzrok na mnie. przez chwilę nie wiem co zrobić, aż w końcu odwracam się i po prostu wracam do swojego pokoju. Wychodzę dopiero, wtedy kiedy Julia zamyka drzwi za tą babą. Widzę jej irytację i smutek, kiedy mówię jej, że wszystko słyszałem, a tym bardziej, kiedy mówię, że wiem jak mnie ocenia. Po wypiciu soku i krótkiej pogawędce z Julią, wracam do swojego pokoju. Rzucam się na łóżko i ponownie zaczynam odsypiać wczorajszą imprezę…

Kiedy się budzę, dochodzi już prawie 18:30. Wzdycham i odwracam się w stronę stolika, na którym wciąż leżą moje ulubione ciasteczka. Julia je tu przyniosła, ale nie tknąłem ani jednego. Nie miałem na to czasu. Wstaję, po czym biorę krótki prysznic. Kiedy wracam do pokoju, przebieram się w czystą parę dresów i wciągam na siebie czarną koszulkę. Zabieram ciasteczka i do cholery co robię??
Zmierzam w stronę pokoju Julii…
***Julia***
Od najbliższej godziny siedzę na podłodze, przy łóżku i staram się wymyśleć co napisać na kartce od psycholog. Naprawdę nie mogę nic wymyślić… jestem zaskoczona, kiedy słyszę pukanie do drzwi, jednak kiedy one się uchylają dostaję zawału..
-Mogę?- pyta, a ja kiwam głową, więc Liam wchodzi do pokoju i podchodzi do łóżka. Siada na podłodze obok mnie i opiera się o materac. Gapię się na niego, dopóki się nie odzywa
-Nie gap się tak. Przyniosłem te ciastka.- unosi opakowane, po czym je otwiera
-Chcesz?- pyta, kiwam głowa i wyjmuję jedno
-Co robisz?- pyta, zajadając się ciastkiem
-Staram się… yy.. zrobić tą listę- jąkam się i wskazuję na kartkę
-Co to?- pyta i zabiera mi ją, przyglądając się krótko
-Mam napisać co sprawia, że ludzie są szczęśliwi, a co, że jest wręcz przeciwnie- wyjaśniam, a on unosi brwi
-Głupie- prycha
-Zadanie od psycholog- wyjaśniam, unikając jego wzroku
-Mogę pomóc- wzdycha, odchylając głowę do tył i kładąc ją na materacu
-Co?- pytam
-Pomogę. Ale nie myśl, że będziemy przyjaciółmi, czy coś… po prostu nie mam co robić- wyjaśnia, a ja od razu kiwam głową
-Więc, co najpierw?- pyta spoglądając na mnie
-Um… szczęście- wzdycham i biorę zielony pisak.
-Rodzina- mówi, więc to zapisuje
-Miłość- dodaję
-Seks-wymachuje ciastkiem, kiedy to mówi, a ja na niego spoglądam
-No co? To też sprawia, że ludzie są szczęśliwi- wzrusza ramionami, a ja lekko się uśmiecham
-Nie zapiszę tego- informuję go. Otwieram usta, kiedy wyrywa mi pisaka z dłoni i sam pisze, w dodatku wielkimi literami „SEKS”
-Zwariowałeś?- pytam, zaczynając się śmiać
-No co?- prycha i przez chwilkę razem się śmiejemy. Muszę przyznać, że to fajny dźwięk… i miłe uczucie. Nie mieć go, za wroga
-Przyjaźń- dodaję
-Rodzeństwo- mówi, a między nami zapada cisza. Chłopak podnosi głowę z materaca i bierze kolejne ciastko
-Wakacje- mówię, po chwili, a on na mnie spogląda
-Imprezy- wymienia i cieszę się, że pominęliśmy tą chwilkę niezręcznej ciszy. Po kolejnych 30 minutach, cała kartka dotycząca szczęścia,  jest już zapisana, wiec zabieramy się za nieszczęście. Liam podaje mi opakowanie, do połowy zjedzonych ciasteczek, a sam bierze pisak i kartkę.
-Więc?- pyta, spoglądając na mnie
-Śmierć- mówię, a on to zapisuje
-Żal- dopisuje od siebie
-Złość-
-Smutek
-Rozpacz
-Brak bliskiej osoby- pisze, a ja się z nim zgadzam
-Pogrzeb- dodaję
-Zdrada-spogląda na mnie, a ja kiwam głową, więc to zapisuje
-Odtrącenie- mówię cicho i widzę, że Liam odkrywa dwuznaczność tego co mówię
-Ból- mówi
-Obwinianie kogoś o coś, na co nie miał wpływu- mówię, a on zaciska zęby i oddaje mi kartkę
-Nie mam ochoty już tutaj siedzieć- mówi zły i chce wstać
-Przepraszam. Przepraszam Liam. Nie chciałam. Pomożesz mi?- pytam wyciągając pisak w jego stronę. Kręci głową, po czym zabiera go z moich rąk i ponownie bierze kartkę, zapisując to co powiedziałam
-Strata- zapisuje, a ja zastanawiam się nad kolejnym wyrazem
-Nie mam pojęcia co jeszcze- mówię w końcu
-Ja też nie – wzdycha, po czym oddaje mi wszystko i ponownie zabiera ciastka
-Będę leciał- mówi wstając
-Nie musisz. Znaczy.. myślę, że możemy normalnie rozmawiać, prawda?- pytam, a on na mnie spogląda
-Julia..- zaczyna i przeciera oczy
-Naprawdę nie chcę, ok.? –mówi, a ja czuję się żałośnie
-Rozumiem- wzdycham, spuszczając wzrok. Słyszę kroki i myślę, że wychodzi do momentu, aż nie kuca, po przeciwnej stronie
-Nie rozumiesz- mówi, więc spoglądam na niego.
-Pogodziłem się z tym, że go już nie ma. Częściowo.. –wyjaśnia
-Ale nie chcę się z tobą przyjaźnić. Nie wyobrażam sobie tego.- wzrusza ramionami
-Myślałam, że..
-Przyszedłem w „Misji całkowicie pokojowej” ok.?- uśmiecha się, więc przytakuję
-W porządku, moja nowa koleżanko?- pyta, podając mi dłoń. Spoglądam na niego, po czym kiwam głową i podaję mu dłoń.
-Wstawaj- podnosi się, po czym pomaga mi i kładzie ciasteczka na mojej szafce nocnej
-Też je lubisz, nie?- pyta, na co kiwam głową. Obserwuję go, kiedy podchodzi do drzwi
-Dobranoc- mówi i je otwiera
-Idziesz gdzieś dzisiaj?- pytam
-Nie. Mam dość imprez na ten tydzień- śmieje się i wychodzi. Uśmiecham się i siadam na łóżko, kiedy drzwi ponownie się uchylają
-A i Julia?- słyszę, więc natychmiast się odwracam. Liam zagląda do pokoju i mówi
-Może i za tobą nie przepadam… ale nie nienawidzę cię- rzuca mi krótki uśmiech, po czym wychodzi i ponowie zamyka za sobą drzwi…. 


 Hej kochani!!
Dziś rozdział mojego autorstwa :D 
dziękuję za komentarze pod częścią mojej współautorki :) 
komentujcie a kolejna część pojawi się równie szybko ;) 
Mrs.Horan 

poniedziałek, 8 grudnia 2014

Rozdział 7 - "Jest fajnym chłopakiem..."

2 komentarze = 8 rozdział <3 


Poszedłem do kuchni. Zobaczyłem tam dwie kawy i otwarte opakowanie moich ulubionych ciasteczek. 
- Julia! - zawołałem, a dziewczyna zjawiła się. - O czym rozmawiałyście? 
*** Oczami Julii ***
Przecież obiecałam, że nie powiem o tym, że mnie przed Nim ostrzegała.
- Rozmawiałyśmy... o...O jej wyjeździe - wykrztusiłam w końcu. Byłam przestraszona.
- Musiała być to ciekawa  rozmowa, bo zjadłyście moje ulubione ciasteczka - wypuścił powietrze z ust. Nie był zły.
- Przepraszam, nie wiedziałam. Były w szafce więc wzięłam... - zaczęłam się tłumaczyć.
- Nie, dobra. Jakoś to przeżyje. To tylko ciasteczka. Nie musisz się tłumaczyć, możesz iść - więc poszłam do swojego pokoju.
Do przyjazdu psycholog mam jeszcze trochę czasu więc postanowiłam się ubrać i pójść do Jonathana. Po drodze wstąpiłam do sklepu spożywczego i kupiłam Liamowi te jego ulubione ciasta, żeby później nie mieć z tym problemu. Z daleka zobaczyłam blondyna - Niall, jeśli się nie mylę. Chciałam odejść, bałam się, że przeszkadzam, ale zasugerował mi gestem ręki, żebym przyszła. Kiedy podeszłam uważnie przyglądałam się każdemu ruchowi Nialla.
- To do zobaczenia Stary. Twoja narzeczona przyszła - lekko klepnął nagrobek, położył znicz i zapalił. 
Uścisnął moją dłoń powiedział krótkie 'cześć' i poszedł.
- Hej Jonathan... - było mi ciężko powstrzymać łzy - Pewnie wiesz... Byłam w szpitalu... Miałam płukanie żołądka - dlaczego muszę być tak cholernie wrażliwa?  - chciałam popełnić samobójstwo... Chciałam być z Tobą. Przytulać, wąchać, czochrać... trzymać za rękę śmiać razem z Tobą - łzy spływały po policzkach. 
Usiadłam na ławce i próbowałam się uspokoić. Przecież to skończony rozdział. Muszę znaleźć sobie prace. Najlepiej 10-godzinną by być krócej w domu Payneów. To nie jest mój dom, to nie moja rodzina. Może Liam nie jest już dla mnie jak lew na swoją ofiarę, ale nadal ciężko się z nim rozmawia. Chociaż dzisiaj już ze mną żartował. Siedziałam zamyślona 30 minut. Najwyższy czas się brać za siebie. Wróciłam do domu Payneów. Chyba nikogo nie było. Poszłam do pokoju i rzuciłam się padnięta na łóżko. Nie wiem czemu taka zmęczona jestem. Rozpakowałam ciasteczka i poszłam do pokoju Liama. Zapukałam trzy razy i gdy usłyszałam ' proszę' weszłam. Na szafce nocnej koło lampki była litrowa woda niegazowana a obok niej leki na ból głowy. Ktoś tu ma kaca...
- Przyniosłam Ci ciasteczka... - powiedziałam niepewnie.
- Jasne, połóż  tutaj - przesunął leki i położyłam tam pudełko z ciasteczkami.
Kiedy miałam wychodzić usłyszałam ciche :
- Julia, dziękuje.
To miało dla mnie wielkie znaczenie. Nienawidzę się kłócić. Nienawidzę mieć wrogów. 
- Nie ma za co... - uśmiechnęłam się lekko - Zaraz przychodzi pani psycholog, przynieść ci coś, żebyś później nam nie przeszkadzał? 
- A z łazienki będę mógł korzystać? - zapytał żartobliwie.
- Jasne, że tak - zaśmialiśmy się.
- To nic mi nie brakuje - przytaknęłam głową i wyszłam. 
Liam na prawdę jest fajnym chłopakiem, jeśli nie jest twoim wrogiem.... Ktoś zapukał do drzwi, więc poszłam je otworzyć. To nie była osoba, której się spodziewałam, po raz kolejny tego dnia. 
- Czeeeeeść - przywitał mnie Mulat.
- Hej? - odpowiedziałam zaskoczona.
- Jest Liam? Byliśmy umówieni... - niecierpliwił się loczek.
- Z tego co wiem ma okropnego kaca i odsypia po imprezce... 
- Ja już mu wygarnę... - powiedział blondyn i podwinął  rękawy swojej bluzki. Weszli i poszli do pokoju Liama. Poszłam do kuchni jeszcze trochę ogarnąć. Nie chcę wyjść na flejtucha. 
- Liam kazał nam tu przyjść... Ci pomóc czy coś, bo on poszedł pod prysznic - Niall tak mnie wystraszył, że prawie zawału serca dostałam.
- Jasne. Możecie pościerać stół - podałam im szmatki. Nie byli zadowoleni, ale wzięli się do roboty.
- Chcecie się czegoś napić? - przytaknęli - mamy sok jabłkowy, colę i wodę...
- Wodę - odparli chórkiem. Oni chyba też mają kaca.
- Też macie kaca? Imprezowało się, co?  - zażartowałam nalewając każdemu wodę do szklanki.
- Tak wyszło.... - loczek się odezwał.
- Dobra już jestem. Sorry Julia, ale... 
- Spoko.
- Idziemy? - zwrócił się do chłopaków.
- Idziemy - wyszli na dwór, a ja marzyłam o tym, żeby wypić sobie ciepłą herbatkę, wskoczyć pod kocyk  i poczytać dobrą książkę. Zaczęłam gotować wodę. Wyciągnęłam cytrynę, miód i torebkę herbaty. Kiedy woda się zagotowała zalałam  torebkę i dodałam miodu i cytryny. Położyłam się na kanapie, przykryłam kocem i zaczęłam czytać moją ulubioną książkę " Więzień Labiryntu" . Co chwilę popijałam herbatkę. Rozległo się pukanie do drzwi. Wstałam i od razu zrobiło się chłodniej. 
- Dzień dobry - starsza kobieta podała mi dłoń.
- Dzień dobry.
- Julia Evans? 
- Tak, to ja.
- Możemy zaczynać? - miała bardzo miły głos.
- Tak, proszę wejść...

----------------------------------------

Widzimy się po dłuuuuugiej przerwie. Bardzo was przepraszam za to, ale nie umiałyśmy się dogadać z drugą autorką i się 'mijałyśmy'. Teraz będzie zasada '2 komentarzy' . Stawka się będzie podnosić... Chyba wszyscy wiedzą dlaczego... Nie chcemy pisać dla nikogo :)
PROSZĘ DOCEŃ MOJĄ PRACE I SKOMENTUJ :') 
~Minka

sobota, 1 listopada 2014

Rozdział 6 - " Ty tego nie widzisz...? "


Pojechałem do naszego ulubionego klubu. Była długa kolejka, ale ja tylko podszedłem do ochroniarza i przywitałem go, od razu mnie wpuścił. Przy naszym stoliku siedzieli już wszyscy. Wszyscy tam  wiedzą czym się zajmujemy, ale oczywiście ci co powinni wiedzieć. Na przykład obsługa lokalu czy ochroniarze... Zawsze rezerwują nam stolik przy ścianie na poboczu, żeby nikt nam nie przeszkadzał.
- Cześć chłopaki - uściskałem każdego i usiadłem na swoim miejscu.
- I co? Co taki wkurzony? - Niall upił łyk swojego piwa.
- Aaa... Jest coś do picia? - ściągnąłem kurtkę i zawiesiłem na swoim krześle.
- Taa... Zaraz Sam ci przyniesie... - Louis zaśmiał się.
 Dobrze wie, że kiedyś mnie coś łączyło z Samantą, ale to dawno...
- No to co się stało? - Zayn poprawił się na fotelu i czekał, aż im wszystko opowiem.
- Yhm... Od czego tu zacząć? Przychodzę do domu. Wchodzę do kuchni po butelkę wody i co widzę? Julia połyka tabletki garściami... Patrzy na mnie... Zaczęła mnie przepraszać, jej oczy były sine od płaczu, cała się trzęsła... Straciła przytomność Ledwo co jej serce biło! Zadzwoniłem po karetkę, obudziła się kolejnego dnia. Gdyby nie ja umarłaby...  Ustaliłem z nią tylko to, żeby nie wchodziła mi w drogę i nawzajem....
- Ej.. Stary to jest jak w jakieś dobrej komedii. - zaczynają się śmiać.
Mi wcale nie jest do śmiechu... Chyba pierwszy raz uratowałem komuś życie. Bałem się jej śmierci, ale czemu? Przecież codziennie zabijam kogoś... Czy to bronią czy rękami... Nogą czy łokciem....
- Liam ! - Sam przytuliła się do mnie.
Oczywiście odwzajemniłem uścisk. Ona jedyna mnie rozumie.
- Hej - uśmiecham się do niej. - dawno się nie widzieliśmy, co?
- No jakieś dwa miesiące! Co się stało? Czemu nie ma Jonathana? Jest z Julią? - spojrzała na mnie. Przecież ona nic nie wie...
- Jonathan... On... Nie ma go.   - Harry widząc moje zakłopotanie powiedział za mnie.
Samanta zakryła dłonią usta, i zaczęła płakać w moją koszulkę, znowu się przytulając.
- Ja.. przepraszam. Nie wiedziałam... Jest mi strasznie przykro Liam... - objąłem ją i zacząłem uspokajać głaskając  po jej blond włosach.
- Nic się nie stało...  - uśmiechnąłem się do niej słabo.
- A co z Julią? Jak ona sobie radzi? To był jej chłopak , tak?
- Narzeczony - wtrącił Mulat.
- Oświadczył jej się?! To wspaniale! Ale...
- Nie całkiem... Miał jej się oświadczyć jak wygra wyścig... Jechała z nim. Z tego co wiem, pokłócili się i Julia wysiadła... Jonathan chciał wygrać ten wyścig dla  Niej ! Olała Go... Jonathan tak się zestresował... i.. ciężarówka w niego wjechała. Kierowca ciężarówki przeżył... Miał tylko coś złamane, a Jonathan stracił życie... Ja brata, oni - pokazałem na chłopaków - oni przyjaciela, a Julia chłopaka...
  - Zabijecie tego kierowce? - łzy z jej policzków spływały na moją koszulkę, bo cały czas się do mnie tuliła. To taka typowa kobieta... Z nią porozmawiam o wszystkim. Wiedziała czym się zajmujemy, ufamy jej.
- Właśnie nie wiemy... Zabijemy pierw Julie czy kierowce ciężarówki? - Louis spojrzał w moją stronę. Nigdy nie zabijaliśmy kobiet...
- Nie możecie jej zabić! Wiem, że jej nie lubicie, ale jej tak samo zależało na Jonathanie. Wiem, że wam go brakuje, jej też... A tak w ogóle nigdy nie zabijaliście kobiet, a co z waszą zasadą? - Sam gwałtownie wstała. Jakby brzydziła się nas... Stanęła pod ścianą i wytarła łzy. Louis chyba się zawstydził, bo wyszedł, mówiąc, że do łazienki, ale wszyscy i tak wiedzieliśmy gdzie idzie, na fajki.
- Ma rację... - zaczął Niall
- Sam... - nawet na mnie nie spojrzała. - Ej... Skarbie - znowu nic.
- Nie obrażaj się... Obiecuję, że nic nie zrobię Julii. - podszedłem do niej i próbowałem jakoś zwrócić na siebie uwagę.
- Miałam ci przynieść piwo, sorry zapomniałam - poszła.
Wróciłem na swoje miejsce.
- ''Skarbie'' mówisz do niej? Znowu jesteście razem? - Niall nie mógł się powstrzymać, jak sądzę.
- Nie, nie jesteśmy, ale czasami tak mówimy do siebie, jakiś problem? - spojrzałem na niego.
- Nie... Chyba. Nigdy nie zrozumiem kobiet...
Nastała cisza. Harry pisał z kimś sms'y. Louisa nadal nie było. Niall pił. Zayn siedział i myślał.
     Sam przyniosła mi piwo i szybko wyszła. Szybko wypiłem i poszedłem za nią. Nie lubię, jak ona się na mnie obraża.
- Hej... Mała. Co ci? Okres masz? - uśmiechnęła się lekko.
- Nie. Ale trochę przybiło mnie to, że nie ma Jonathana...
- Mnie też jest przykro, ale pomyśl tak. Jonathan by nie chciał, żebyś się smuciła, prawda?
- No... Tak. - uśmiechnęła się do mnie. - chcesz?  - dała mi kolejne piwo, szybko wypiłem i odłożyłem szklankę na blat.
- Chodź tańczyć - pociągnąłem ją w stronę parkietu.
- Liam, ja nie mogę. Pracuje...
- Oj tam... Na pewno nie - pociągnąłem ją drugi raz.
- Na pewno tak - uśmiechnęła się i puściła moją rękę.
- No choooodź! - poddała się.
- Jak mnie wywalą z pracy, to ty mi nową znajdujesz...
- Oczywiście - pocałowała mnie. Zignorowałem to i poszliśmy w drugą część lokalu gdzie było bardzo głośno. Zaczęliśmy tańczyć najpierw szybkie piosenki, a potem wolniejsze. W końcu wolny taniec. Sam położyła głowę na moim ramieniu.
- Nic nie zauważyłeś, prawda? - szepnęła mi do ucha.
- Nie? O co chodzi? - zmartwiłem się nieco.
- O nic, o nic - tańczyła dalej, ale bardziej spięta.
- Chodzi o pocałunek? Nic nie szkodzi, możesz mnie całować jeśli chcesz...
- Nie, nie o to chodzi - puściła mnie i pobiegła.
Uciekła.  Samotnie więc wróciłem do chłopaków. Został tylko Harry, bo reszta pewnie tańczyła.
- Co tam? - spytał po chwili.
- A nic. Samanta się dziwnie zachowuje... Nie rozumiem.
- Nie zauważyłeś? - spojrzał na mnie, jakby to było oczywiste.
- No nie! Powiedz o co chodzi!
- Jejku... Niech sama ci to powie, albo domyśl się...
- Idę po piwo, przynieść ci?
- Nie, kieruje.
 Czasami nie rozumiem Stylesa. Przychodzi na imprezy, nie pije, nie tańczy. Tylko gada. Gadać to można w domu... Ale nie na imprezie!
Podszedłem do baru. Była tam koleżanka Sam.Zaczepiłem ją  i poprosiłem, żeby zawołała do mnie Sam. Po chwili wróciła i powiedziała, że już jej nie ma, bo skończyła prace. No nic... Wypiłem jeszcze kilka piw, może kilkanaście i Hazz odwiózł mnie do domu.

 *** Julia ***

  Wróciłam do domu Payneów dopiero rano na drugi dzień. Dzisiaj ma przyjść do mnie psycholog. Nie chcę z nikim o tym rozmawiać, no ale sama się w to wpakowałam... Weszłam do pokoju i położyłam się na łóżku. Wzięłam swoje rzeczy i poszłam się kąpać. Zajęło mi to jakieś 5-10 minut. Ubrana zeszłam na dół by trochę posprzątać. Tak jak myślałam, nikt nie sprzątnął tych tabletek. Szybko wyrzuciłam je do kosza. Ktoś zapukał do drzwi. Z tego co wiem, Pani Payne pracuje, a Liam śpi po imprezie. Poszłam otworzyć drzwi.
- O hej, Julia.
- Cześć.
- Jest Liam?
- Wczoraj był na jakiejś imprezie, wrócił całkiem pijany i jeszcze śpi... Może zaraz się obudzi. Chcesz wejść? - otworzyłam szerzej drzwi.
- No dobrze, ale mam tylko godzinę. Potem samolot.
- Wyjeżdżasz gdzieś?
- Tak, niestety. Na kilka miesięcy. Do mamy. Dawno jej nie widziałam.
Poszłyśmy do kuchni. Zrobiłam kawy dla nas i z szafki wyciągnęłam jakieś ciasteczka.
- Od kiedy ty mieszkasz u Liama?
- Aaa no tak... Po śmierci Jonthana jakoś tak się ułożyło... Mój wujek musiał wyjechać do Irlandii, a Pani Payne zgodziła się mnie tu przenocować na kilka miesięcy.
- Rozumiem... Pewnie Liam nie był zadowolony, co? - spytała, chociaż widać było, że znała odpowiedź.
- Nie był, ale jakoś sobie daje radę... Chyba.
- Wczoraj trochę na ciebie narzekał, ale chyba się przyzwyczaił... Mam do ciebie sprawę... - zaskoczyła mnie ta wiadomość, ale słuchałam dalej -  Musisz uważać na Liama i jego paczkę. Nic mu nie mów, że ci to mówiłam. Liam nie jest taki jak sobie wyobrażasz jest groźniejszy, straszniejszy, silniejszy. Musisz uważać. Lepiej nie wchodź mu w drogę. Proszę cię uważaj, dobrze? Jak coś się będzie działo. Cokolwiek. Zadzwoń, pomogę ci jakoś, tylko nic nie mów Liamowi. - wyciągnęła z torebki kawałek papierku i podała mi go. Schowałam go do kieszeni. Zdziwiło mnie to... Przecież są przyjaciółmi, a ona mnie przed nim ostrzega? Dziwne...
- No nic. Chyba pora się pożegnać.
- Nie obudzisz Liama?
- Nie. Raczej nie. Chociaż.... Dobra.
 Zaprowadziłam Sam do pokoju Liama i wpuściłam ją. Poszłam do swojego pokoju. Co ja teraz będę robić?

*** Liam ***
- Liam... Proszę obudź się... Zaraz jadę... - gwałtownie wstałem i spojrzałem na Sam.
- Jak to jedziesz? Wyjeżdżasz?
- Jadę do mamy na kilka miesięcy. Przyjechałam, żeby coś ci dać. Nie zauważyłeś tego wczoraj... - wyciągnęła kartkę z torebki i dała mi ją. Otworzyłem i zobaczyłem napis "Kocham cię".
- Sam... ja ... - zatkało mnie.
 Przecież byliśmy ze sobą. Ona znalazła sobie Joe. On był jej księciem.
- Ja wiem, nie powinnam. Przepraszam, musiałam ci to powiedzieć - wyszła.
Dlaczego ona zawsze ucieka?
 Pobiegłem za nią. Krzyczałem jej imię. Chociaż miałem kaca, liczyła się tylko ona. W końcu zwolniła. Zatrzymała się i popatrzała w moją stronę. Zauważyłem łzy spływające po jej policzkach. Nie chcę widzieć jej smutnej, to łamie mi serce.  Pocałowałem ją. W tym pocałunku oddałem jej całą moją miłość do niej.
- Ja też cie kocham.... Kiedy masz samolot?  - uśmiechnęła się, promieniała szczęściem.
- O 15. Ale muszę jeszcze jechać na lotnisko.
- A i jeszcze jedno. Nie jedziesz ze mną, nie chcę płakać jak będę wsiadać do samolotu - zaśmiałem się. - i drugie, jak Julii spadnie chociaż włos z głowy, znajdę cie i skopie ci tyłek, chociaż cie kocham... Jak dobrze, że w końcu mogę to powiedzieć!
- Kocham cię . Kocham cię. Kocham cię Liam! - przytuliła się do mnie mocno. - będę za tobą tęsknić, mam nadzieję, że nie znajdziesz sobie innej...
- Na pewno nie. Obyś ty nie znalazła sobie tam gdzieś Joe. - walnęła mnie lekko w ramię. Zaśmialiśmy się. Znowu się pocałowaliśmy.
- Będę dzwonił, codziennie, dobrze?
- Tak, tak... Ale wiesz, że będzie inna strefa czasowa? Jakieś siedem godzin... - zaśmiała się.
- Trudno. Damy radę. My mamy nie dać? Chyba żartujesz... - i wyszła... Zostawiła mnie. Teraz wyjedzie. Moja miłość...

Uhuhu.... Liam zakochany? Tak, jakoś taki pomysł mi przyszedł do głowy! Jak wam się podoba?
Proszę SKOMENTUJ :D
 ~Minka

sobota, 18 października 2014

Rozdział 5- "Uratowałeś jej życie...."



- Julia! Julia! Szybko proszę pogotowie! Połykała tabletki garściami! Szybko! Julia! Obudź się!
- To wszystko moja wina.... - powtarzał w kółko....
*** Oczami Liama***
Z sekundy na sekundę widzę jak słabnie i po chwili upada na podłogę. Podbiegam do niej i widzę jak powoli odpływa, a jej powieki opadają.
-Julia! Julka do cholery!- krzyczę pochylając się nad nią i delikatnie klepiąc jej blade policzki
-Cholera!! To moja wina… Julia! –zaczynam panikować i nie mam pojęcia co zrobić. Przeczesuje włosy dłonią i zaczynam myśleć bardziej racjonalnie. Od razu wyciągam telefon z tylnej kieszeni moich spodni, po czym wybieram numer i dzwonię na pogotowie
-Szybko! Przyjedźcie moja znajoma połknęła całe opakowanie tabletek.. albo więcej.. nie wiem ile tego było..- zacząłem jak tylko usłyszałem głos po drugiej stronie. Kobieta starała się mnie uspokoić co działało zupełnie w inną stronę.
-Wyślij tutaj kurwa karetkę! Ona jest nie przytomna!- zaczynam wrzeszczeć, po czym w końcu pyta o miejsce, więc podaję jej adres, a ta każe mi czekać na pogotowie. Odrzucam telefon i ponownie staram się dobudzić Julkę, chociaż domyślam się, że nic z tego. Potrząsam nią albo klepię po policzkach, jednak to zdaje się na nic.
W końcu słyszę dźwięk sygnału pogotowia, więc wstaję i podbiegam do drzwi, niemal od razu wpuszczając ratowników medycznych
-W kuchni- wskazuję i idę za nimi. Dwóch facetów od razu rozkłada swój sprzęt i sprawdzają podstawowe funkcje życiowe, zanim zabierają ją do karetki.
-Jedzie pan z nami?- lekarz pyta, kiedy zamykają wielkie drzwi… kręcę głową i mówię
-Nie.. nie jadę..- mężczyzna kiwa głową i wsiada do karetki, po czym wyjeżdżają z posesji i na sygnale pędzą do pobliskiego szpitala. Wzdycham ciężko, po czym wracam do domu. Co powinienem zrobić? Co powinienem do kurwy zrobić?! Pierwszy raz w życiu zdarzyło się coś takiego..pierwszy raz, ktoś chciał odebrać sobie życie przeze mnie… przeze mnie…
Chciała się zabić.. z mojej winy. Tego jestem pewny. Powiedziałem jej tyle..być może zbyt wiele… Nie mam poczucia winy… po prostu czuję się dziwnie wiedząc, że mogę doprowadzić do czegoś takiego..jest mi głupio…
 Biorę kolejny głęboki wdech, po czym zjeżdżam po ścianie w kuchni i siadam na podłodze, wpatrując się w miejsce gdzie leżała Julia..
Nie radzę sobie… w ogóle. Sobie. Kurwa. Nie. Radzę… Po śmierci Jonathana wszystko pojebało się na tyle, że nie potrafię sobie tego wszystkiego poukładać od początku. Zaciskam dłonie w pięści i ponownie wstaje, od razu chwytając jedną z buteleczek po tabletkach i rzucając nią o ścianę. Nim sam orientuję się co robię, zabieram kluczyki i jadę do szpitala gdzie zabrali Julię. Musimy sobie kurwa coś wyjaśnić…
Po 15 minutach znajduję się na miejscu. Wchodzę do recepcji i od razu pytam o Julię. Wiem tylko tyle, że jest na intensywnej terapii. W krytycznym stanie. Przechodzi badania, a lekarze próbują uratować jej pieprzone życie. Jestem na nią chyba jeszcze bardziej wściekły. Co ona sobie myślała? Że to rozwiąże jej problemy? Że pozbędzie się poczucia winy, które ja w niej obudziłem??
Kolejne pół godziny, spędzam pod drzwiami prowadzącymi na tamten oddział. Przez ten czas, dołącza do mnie matka i przerażony wujek Julki
-Jak to się stało?- pyta przerażona matka
-Nie wiem. Jak przyjechałem to było już po wszystkim.- wyjaśniam krótko, a oni wręcz rzucają się na lekarza, który wychodzi jak się domyślam, od niej. Słyszę co do nich mówi
-Pani Julia jest teraz stabilna. Przeprowadziliśmy płukanie żołądka, żeby pozbyć się niechcianych substancji. Teraz śpi. Jednak gdyby nie osoba, dzięki której znalazła się tak szybko pod opieką lekarską… nie miałaby jakichkolwiek szans na przeżycie- wyjaśnia… och.. więc tak..
-Teraz może tam wejść tylko jedna osoba- dodaje i odchodzi
-Liam synku- moja matka ryczy jak szalona i rzuca mi się na szyję
-Synku uratowałeś jej życie- łka, a ja przewracam tylko oczami, nawet nie odwzajemniając jej uścisku
-Idź do niej pierwszy- wujek klepie mnie po ramieniu
-Nie. To pan powinien pójść- zaprzeczam
-Uratowałeś jej życie. Dziękuję.- ściska mi dłoń i wskazuje na drzwi. Dla świętego spokoju, po prostu przytakuję  i wchodzę na oddział. Dostaję specjalne okrycie i zostaję wpuszczony na jej salę. Siadam na plastikowym krzesełku i przyglądam się jej przez chwilkę. Jak może być taka głupia. Lekkomyślna, samolubna i podła.
Co ja pieprze… przecież sam do końca w to nie wierzę…
Wzdycham po czym spoglądam na jej dłoń i zauważam pierścionek. Prycham i przypominam sobie, co to jest.. pierścionek zaręczynowy od Jonathana…
***Oczami Julii***
Ból?
Ciemność…
Nicość…
Sen…
Właściwie nic z tego… coś pomiędzy….
Jedyne co teraz odczuwam to pustka…
Błysk…
Ciemność…
Ponownie uchylam oczy na tyle, żeby jasne światło znowu mnie nie oślepiło. Jestem słaba… właściwie nie mam nawet siły ruszyć ręką. Przekręcam głowę w prawo i to co widzę mnie przeraża.. a zarazem dziwi
-Plan się nie powiódł, co?- prycha widząc, że się obudziłam
-Wiesz co by się stało, gdybym nie wrócił do tego pieprzonego domu?- syczy
-Trzeba było mnie zostawić. Miałbyś o jeden problem mniej- szepczę, a on odwraca wzrok
-To, że cię nie lubię nie oznacza, że chcę twojej śmierci Julia… już nie, ok.? Powiedzmy, że mi przeszło…- wyjaśnia  
-Częściowo- dodaje
-Dlaczego Liam? Dlaczego mi pomogłeś?- mamroczę
-To był pierwszy i ostatni raz. Więcej tego nie zrobisz. Nie uciekniesz- mówi spoglądając na mnie
-Chcę skończyć- wzdycham
-Nie ma tak prosto mała. Powiedz mi czego chcesz? Usłyszeć ode mnie przepraszam? –pyta, a ja jestem w szoku, więc mówi dalej
-Nie przejmuj się. Nie usłyszysz tego, ale skoro już jesteśmy współlokatorami ustalmy jedno. Nie wchodźmy sobie w drogę. Ograniczajmy spotkanie siebie nawzajem do minimum. Bez wrogości..po po prostu na dystans, ok.?- pyta, a ja wpatruję się w niego
-Mówisz poważnie?- pytam
-Tak. Zakończymy wojnę między nami. Wystarczająco ci powiedziałem. Ale żeby nie było wątpliwości- wciąż cię nie lubię… wręcz nie cierpię. –wyjaśnia, a ja cicho się śmieję. Nie wierzę, że to mówi. Uratował mi życie, a teraz proponuje ugodę. Nie chcę być jego wrogiem, więc wyciągam dłoń, a on ją lekko ściska.
-Dobra. Chyba pójdę. Twój wujek jest za drzwiami- wyjaśnia
-Nie musisz.- tak naprawdę nie do końca chcę, żeby już szedł.
-Daj spokój. Nie będę cię odwiedzał. Przyszedłem tutaj tylko po to, żebyśmy sobie coś wyjaśnili, a skoro to już zrobiliśmy.. to nie mamy o czym gadać- wyjaśnia i wstaje, od razu zabierając swoją skórzaną kurtkę z oparcia krzesła. Odwraca się i bez słowa kieruje w stronę wyjścia.
-Liam- wołam zanim zdąża nadusić na klamkę, a on odwraca się w moją stronę
-Dziękuję- szepcze, a on kiwa głową i dodaje
-Pierwszy i ostatni raz ratuje ci dupę. Pamiętaj- naciska na klamkę i wychodzi, wpuszczając tym samym wujka.
-Julia. Dziewczyno co ty narobiłaś.- zaczyna, kiedy tylko znajduje się przy mnie
-Dlaczego? Dziewczyno, dlaczego?- pyta siadając na brzegu łóżka.
-Nie dawałam sobie rady- wyjaśniam cicho
-Nie wyjadę do Irlandii. Odwołam wszystko. Zostaję- wyjaśnia
-Co? Wujku nie. Nie możesz tego zrobić.- zaprzeczam
-Nie zostawię cię. Jesteśmy rodziną- upiera się
-Wujku jedź. Przecież miałam do ciebie przyjechać. Jedź. Obiecuję, że już więcej tego nie zrobię.- namawiam go
-Jak mam ci uwierzyć?- pyta
-Uwierz, proszę. Nie zabiję się. O której masz lot? Zdążysz?- pytam
-Jest zaplanowany za 4 godziny. –wyjaśnia
-Idź. Przygotuj się do tego. Obiecuję, że będę się trzymać. A kiedy przyjdzie czas przyjadę do ciebie, a tam zaczniemy od początku. – wujek uśmiecha się i poprawia moje włosy
-Jesteś pewna?- pyta
-Tak. Proszę cię. Nie chcę mieć poczucia winy, że cię tu zatrzymałam- wyjaśniam, a on kiwa głową
-Zostanie z tobą Karen- uśmiecha się
-Dobrze. –przytakuję, chociaż wiem, że to nie najlepszy pomysł
-Muszę wiedzieć, że jesteś pod dobrą opieką- wyjaśnia
-Jestem dorosła wujku. Idź już. Do zobaczenia.- całuje mnie w czoło, po czym udaje się do wyjścia. Ostatnią osobą, która weszła do mojej sali była pani Karen. Zapłakana i przestraszona od razu rzuciła się na mnie i zamknęła w uścisku, mówiąc jak bardzo się martwiła.
Dowiedziałam się, że czekam mnie również długa terapia z psychologiem…
***Oczami Liama***
Po wyjściu ze szpitala od razu dzwonię do chłopaków
-Hej- słyszę po drugiej stronie
-Zayn za pół godziny w klubie. Potrzebuję alkoholu… dużo alkoholu- mówię i rozłączam się, po czym wsiadam w samochód i jadę we wskazane miejsce. Czas odreagować i trochę się zabawić… 




witam was z kolejną częścią :) tym razem napisaną przeze mnie :) 
mam nadzieję że również się wam spodoba :) 
Mrs.Horan