sobota, 18 października 2014

Rozdział 5- "Uratowałeś jej życie...."



- Julia! Julia! Szybko proszę pogotowie! Połykała tabletki garściami! Szybko! Julia! Obudź się!
- To wszystko moja wina.... - powtarzał w kółko....
*** Oczami Liama***
Z sekundy na sekundę widzę jak słabnie i po chwili upada na podłogę. Podbiegam do niej i widzę jak powoli odpływa, a jej powieki opadają.
-Julia! Julka do cholery!- krzyczę pochylając się nad nią i delikatnie klepiąc jej blade policzki
-Cholera!! To moja wina… Julia! –zaczynam panikować i nie mam pojęcia co zrobić. Przeczesuje włosy dłonią i zaczynam myśleć bardziej racjonalnie. Od razu wyciągam telefon z tylnej kieszeni moich spodni, po czym wybieram numer i dzwonię na pogotowie
-Szybko! Przyjedźcie moja znajoma połknęła całe opakowanie tabletek.. albo więcej.. nie wiem ile tego było..- zacząłem jak tylko usłyszałem głos po drugiej stronie. Kobieta starała się mnie uspokoić co działało zupełnie w inną stronę.
-Wyślij tutaj kurwa karetkę! Ona jest nie przytomna!- zaczynam wrzeszczeć, po czym w końcu pyta o miejsce, więc podaję jej adres, a ta każe mi czekać na pogotowie. Odrzucam telefon i ponownie staram się dobudzić Julkę, chociaż domyślam się, że nic z tego. Potrząsam nią albo klepię po policzkach, jednak to zdaje się na nic.
W końcu słyszę dźwięk sygnału pogotowia, więc wstaję i podbiegam do drzwi, niemal od razu wpuszczając ratowników medycznych
-W kuchni- wskazuję i idę za nimi. Dwóch facetów od razu rozkłada swój sprzęt i sprawdzają podstawowe funkcje życiowe, zanim zabierają ją do karetki.
-Jedzie pan z nami?- lekarz pyta, kiedy zamykają wielkie drzwi… kręcę głową i mówię
-Nie.. nie jadę..- mężczyzna kiwa głową i wsiada do karetki, po czym wyjeżdżają z posesji i na sygnale pędzą do pobliskiego szpitala. Wzdycham ciężko, po czym wracam do domu. Co powinienem zrobić? Co powinienem do kurwy zrobić?! Pierwszy raz w życiu zdarzyło się coś takiego..pierwszy raz, ktoś chciał odebrać sobie życie przeze mnie… przeze mnie…
Chciała się zabić.. z mojej winy. Tego jestem pewny. Powiedziałem jej tyle..być może zbyt wiele… Nie mam poczucia winy… po prostu czuję się dziwnie wiedząc, że mogę doprowadzić do czegoś takiego..jest mi głupio…
 Biorę kolejny głęboki wdech, po czym zjeżdżam po ścianie w kuchni i siadam na podłodze, wpatrując się w miejsce gdzie leżała Julia..
Nie radzę sobie… w ogóle. Sobie. Kurwa. Nie. Radzę… Po śmierci Jonathana wszystko pojebało się na tyle, że nie potrafię sobie tego wszystkiego poukładać od początku. Zaciskam dłonie w pięści i ponownie wstaje, od razu chwytając jedną z buteleczek po tabletkach i rzucając nią o ścianę. Nim sam orientuję się co robię, zabieram kluczyki i jadę do szpitala gdzie zabrali Julię. Musimy sobie kurwa coś wyjaśnić…
Po 15 minutach znajduję się na miejscu. Wchodzę do recepcji i od razu pytam o Julię. Wiem tylko tyle, że jest na intensywnej terapii. W krytycznym stanie. Przechodzi badania, a lekarze próbują uratować jej pieprzone życie. Jestem na nią chyba jeszcze bardziej wściekły. Co ona sobie myślała? Że to rozwiąże jej problemy? Że pozbędzie się poczucia winy, które ja w niej obudziłem??
Kolejne pół godziny, spędzam pod drzwiami prowadzącymi na tamten oddział. Przez ten czas, dołącza do mnie matka i przerażony wujek Julki
-Jak to się stało?- pyta przerażona matka
-Nie wiem. Jak przyjechałem to było już po wszystkim.- wyjaśniam krótko, a oni wręcz rzucają się na lekarza, który wychodzi jak się domyślam, od niej. Słyszę co do nich mówi
-Pani Julia jest teraz stabilna. Przeprowadziliśmy płukanie żołądka, żeby pozbyć się niechcianych substancji. Teraz śpi. Jednak gdyby nie osoba, dzięki której znalazła się tak szybko pod opieką lekarską… nie miałaby jakichkolwiek szans na przeżycie- wyjaśnia… och.. więc tak..
-Teraz może tam wejść tylko jedna osoba- dodaje i odchodzi
-Liam synku- moja matka ryczy jak szalona i rzuca mi się na szyję
-Synku uratowałeś jej życie- łka, a ja przewracam tylko oczami, nawet nie odwzajemniając jej uścisku
-Idź do niej pierwszy- wujek klepie mnie po ramieniu
-Nie. To pan powinien pójść- zaprzeczam
-Uratowałeś jej życie. Dziękuję.- ściska mi dłoń i wskazuje na drzwi. Dla świętego spokoju, po prostu przytakuję  i wchodzę na oddział. Dostaję specjalne okrycie i zostaję wpuszczony na jej salę. Siadam na plastikowym krzesełku i przyglądam się jej przez chwilkę. Jak może być taka głupia. Lekkomyślna, samolubna i podła.
Co ja pieprze… przecież sam do końca w to nie wierzę…
Wzdycham po czym spoglądam na jej dłoń i zauważam pierścionek. Prycham i przypominam sobie, co to jest.. pierścionek zaręczynowy od Jonathana…
***Oczami Julii***
Ból?
Ciemność…
Nicość…
Sen…
Właściwie nic z tego… coś pomiędzy….
Jedyne co teraz odczuwam to pustka…
Błysk…
Ciemność…
Ponownie uchylam oczy na tyle, żeby jasne światło znowu mnie nie oślepiło. Jestem słaba… właściwie nie mam nawet siły ruszyć ręką. Przekręcam głowę w prawo i to co widzę mnie przeraża.. a zarazem dziwi
-Plan się nie powiódł, co?- prycha widząc, że się obudziłam
-Wiesz co by się stało, gdybym nie wrócił do tego pieprzonego domu?- syczy
-Trzeba było mnie zostawić. Miałbyś o jeden problem mniej- szepczę, a on odwraca wzrok
-To, że cię nie lubię nie oznacza, że chcę twojej śmierci Julia… już nie, ok.? Powiedzmy, że mi przeszło…- wyjaśnia  
-Częściowo- dodaje
-Dlaczego Liam? Dlaczego mi pomogłeś?- mamroczę
-To był pierwszy i ostatni raz. Więcej tego nie zrobisz. Nie uciekniesz- mówi spoglądając na mnie
-Chcę skończyć- wzdycham
-Nie ma tak prosto mała. Powiedz mi czego chcesz? Usłyszeć ode mnie przepraszam? –pyta, a ja jestem w szoku, więc mówi dalej
-Nie przejmuj się. Nie usłyszysz tego, ale skoro już jesteśmy współlokatorami ustalmy jedno. Nie wchodźmy sobie w drogę. Ograniczajmy spotkanie siebie nawzajem do minimum. Bez wrogości..po po prostu na dystans, ok.?- pyta, a ja wpatruję się w niego
-Mówisz poważnie?- pytam
-Tak. Zakończymy wojnę między nami. Wystarczająco ci powiedziałem. Ale żeby nie było wątpliwości- wciąż cię nie lubię… wręcz nie cierpię. –wyjaśnia, a ja cicho się śmieję. Nie wierzę, że to mówi. Uratował mi życie, a teraz proponuje ugodę. Nie chcę być jego wrogiem, więc wyciągam dłoń, a on ją lekko ściska.
-Dobra. Chyba pójdę. Twój wujek jest za drzwiami- wyjaśnia
-Nie musisz.- tak naprawdę nie do końca chcę, żeby już szedł.
-Daj spokój. Nie będę cię odwiedzał. Przyszedłem tutaj tylko po to, żebyśmy sobie coś wyjaśnili, a skoro to już zrobiliśmy.. to nie mamy o czym gadać- wyjaśnia i wstaje, od razu zabierając swoją skórzaną kurtkę z oparcia krzesła. Odwraca się i bez słowa kieruje w stronę wyjścia.
-Liam- wołam zanim zdąża nadusić na klamkę, a on odwraca się w moją stronę
-Dziękuję- szepcze, a on kiwa głową i dodaje
-Pierwszy i ostatni raz ratuje ci dupę. Pamiętaj- naciska na klamkę i wychodzi, wpuszczając tym samym wujka.
-Julia. Dziewczyno co ty narobiłaś.- zaczyna, kiedy tylko znajduje się przy mnie
-Dlaczego? Dziewczyno, dlaczego?- pyta siadając na brzegu łóżka.
-Nie dawałam sobie rady- wyjaśniam cicho
-Nie wyjadę do Irlandii. Odwołam wszystko. Zostaję- wyjaśnia
-Co? Wujku nie. Nie możesz tego zrobić.- zaprzeczam
-Nie zostawię cię. Jesteśmy rodziną- upiera się
-Wujku jedź. Przecież miałam do ciebie przyjechać. Jedź. Obiecuję, że już więcej tego nie zrobię.- namawiam go
-Jak mam ci uwierzyć?- pyta
-Uwierz, proszę. Nie zabiję się. O której masz lot? Zdążysz?- pytam
-Jest zaplanowany za 4 godziny. –wyjaśnia
-Idź. Przygotuj się do tego. Obiecuję, że będę się trzymać. A kiedy przyjdzie czas przyjadę do ciebie, a tam zaczniemy od początku. – wujek uśmiecha się i poprawia moje włosy
-Jesteś pewna?- pyta
-Tak. Proszę cię. Nie chcę mieć poczucia winy, że cię tu zatrzymałam- wyjaśniam, a on kiwa głową
-Zostanie z tobą Karen- uśmiecha się
-Dobrze. –przytakuję, chociaż wiem, że to nie najlepszy pomysł
-Muszę wiedzieć, że jesteś pod dobrą opieką- wyjaśnia
-Jestem dorosła wujku. Idź już. Do zobaczenia.- całuje mnie w czoło, po czym udaje się do wyjścia. Ostatnią osobą, która weszła do mojej sali była pani Karen. Zapłakana i przestraszona od razu rzuciła się na mnie i zamknęła w uścisku, mówiąc jak bardzo się martwiła.
Dowiedziałam się, że czekam mnie również długa terapia z psychologiem…
***Oczami Liama***
Po wyjściu ze szpitala od razu dzwonię do chłopaków
-Hej- słyszę po drugiej stronie
-Zayn za pół godziny w klubie. Potrzebuję alkoholu… dużo alkoholu- mówię i rozłączam się, po czym wsiadam w samochód i jadę we wskazane miejsce. Czas odreagować i trochę się zabawić… 




witam was z kolejną częścią :) tym razem napisaną przeze mnie :) 
mam nadzieję że również się wam spodoba :) 
Mrs.Horan 

wtorek, 14 października 2014

Rozdział 4 - " Chcę być z tobą... Na zawszę "

- Dziękuję, że mnie poinformowałaś, mamo... - patrzał na swoją matkę jak na największego wroga.
- Dzisiaj się dowiedziałam... A ciebie cały dzień nie było, nie odbierałeś komórki... - zaczęła się tłumaczyć, najwidoczniej na Liama to zadziałało, bo jego wzrok stał się łagodniejszy.
- Dałam jej stary pokój Jonathana! - krzyknęła radośnie.
- Jonathana?! Dlaczego?! - popatrzał na nią wrogo.
- No, bo... To była jego dziewczyna, chyba jej się należy.
- Jej nic się nie należy! Wychodzę! - krzyknął i trzasnął drzwiami, oznajmiając swoje wyjście.
 Pani Karen poszła do kuchni, a ja za nią.
- Przepraszam. Jeśli stwarzam kłopoty, to się wyprowadzę, nie chcę sprawiać kłopotów...
- Nie, nie przejmuj się Liamem, on już tak ma. Jest przewrażliwiony. Śmierć Jonathana jeszcze bardziej pogorszyła jego stan. Zawsze chodził pochmurny, a teraz  brakuje mu brata...
Słowa pani Payne dały mi do myślenia... Może mu przejdzie? Może nienawidzi mnie, bo przypominam mu o Jonathanie? Może chcę pokazać mi, jakim jest twardzielem, ale w głębi serca tęskni za bratem tak niewyobrażalnie, że to go rozsadza od środka? Może...
- Julia, pomożesz mi z kolacją? - Pani Karen przywróciła mnie do szarej rzeczywistości.
- Tak, pewnie, proszę pani.
- Mów mi po prostu Karen. Chcesz mnie jeszcze bardziej postarzyć? - zaśmiałyśmy się.
Od razu wzięłam się do roboty. Wyciągnęłam kilka kromek chleba, posmarowałam je masłem, dałam szynkę i pomidora.  Karen  przez ten czas ugotowała kilka jajek. Nakryłam do stołu. Usiadłam i zaczęłam w siebie wpychać dwie kanapki, żeby Karen nie komentowała. Odłożyłam talerzyk do zmywarki podziękowałam i poszłam do swojego pokoju. Co mam teraz robić? Leżeć całymi dniami w łóżku? Płakać czy się śmiać, że muszę mieszkać z  Liamem? Dlaczego akurat Ty, Jonathan? Już wiem... Pójdę do Jonathana, mam nadzieję, że nie będzie tam Liama, ani nikogo z jego paczki.

Zeszłam na dół, założyłam moje białe trampki i wyszłam. Zrobiłam kilka głębokich wdechów. Tego było mi trzeba. Poszłam na około, żeby dłużej nie wracać do domu... Doszłam na cmentarz. Nagrobek Jonathana był wyczyszczony, świece się paliły, a kwiaty pięknie zdobiły. Usiadłam na ławce. Zaczęłam wspominać jak się poznaliśmy... Ile się znaliśmy... Jak ze sobą rozmawialiśmy... Dokładnie pamiętam, jak pierwszy raz wykrzyczał mi, że mnie kocha... Odwróciłam się i pobiegłam do niego. Pocałowałam go, pierwszy raz... Potem kolejny... A teraz? Teraz mogę tylko pomarzyć, o białej sukni i Jego w garniturze, którego tak nie lubił... Pamiętam, jak mnie bronił i nie dawał Liamowi na mnie krzyczeć... Pamiętam jego uśmiech jak wygrywał wyścigi... Pamiętam. Otarłam łzy, podeszłam bliżej zdjęcia Jonathana. Uśmiechnęłam się słabo. Ja zrobiłam mu to zdjęcie. Pamiętam dokładnie kiedy. Jak wygrał swój pierwszy wyścig i Liam dał mu swoje nowe auto... Był wtedy radosny jak nigdy... Uśmiech nie schodził z Jego twarzy...
- Jonathan... Dlaczego? Dlaczego ty, a nie tamten kierowca? Dlaczego nie ja ?! Dlaczego Liam mnie nienawidzi?! Ja nie rozumiem... Pomóż mi zrozumieć... Nie chcę bać się wyjść z domu, żeby on mnie nie pobił. Boje się... Boję się żyć bez ciebie. Nikogo tutaj nie mam.... Ja chcę być z tobą.... Tak, chcę być z tobą na zawsze.

Poszłam do apteki. Kupiłam kilka opakowań tabletek na ból głowy. Weszłam do mojego teraźniejszego domu.  Nikogo nie było, jak dobrze. Zostawiłam buty na korytarzu  i poszłam do kuchni. Wyciągnęłam butelkę wody z lodówki.  Otworzyłam szklany pojemnik z tabletkami... Wysypałam sobie garść i wszystko połknęłam. Następna garść... i następna....
Nagle ktoś wszedł do domu, próbowałam zachowywać się jak najciszej.
- Zaraz pójdzie do pokoju, zaraz pójdzie do pokoju - powtarzałam w myślach.
Niestety tak się nie stało... Wszedł do kuchni... Jak się okazało to Liam.  Zobaczył opróżnione pojemniki po tabletkach.
- Co ty robisz?!
- Przepraszam .... Przepraszam za wszystko...  - załkałam cicho.
Potem już tylko ciemność...
- Julia! Julia! Szybko proszę pogotowie! Połykała tabletki garściami! Szybko! Julia! Obudź się!
- To wszystko moja wina.... - powtarzał w kółko....


Troszkę rozdział spóźniony... Czemu nie komentujecie?  Proszę skomentujcie!
Czytasz - komentuj :D To dla nas ważne <3
Minka1D

niedziela, 5 października 2014

Rozdział 3- "Nie obchodzi mnie co czujesz.. "



Jonathan.. po wyjściu Liama ze szpitala pozwolono mi się z nim pożegnać, wtedy widziałam go po raz ostatni…
Dwa dni temu…
Dwa dni temu odbył się jego pogrzeb…
Nie poszłam. Nie mogłam. Liam nie pozwolił mi na to, a ja… Nie chcę mieć go za wroga, choć pewnie już tak jest.. 
To boli. Cholernie boli myśl, że nie mogłam z nim tam być. Nie mogłam pożegnać go tak jak należałoby to zrobić. Bałam się tych spojrzeń… bólu, smutku i nienawiści w ich oczach skierowanych w moją stronę…
7:00..
Kolejny dzień, zaczął się tak jak wczoraj.. i przedwczoraj.. i kilka dni wstecz..
Zrzuciłam z siebie koc i w końcu wstałam z niewygodnego parapetu. Wytarłam oczy i ruszyłam do łazienki. Jak wyglądałby mój normalny dzień?
Pewnie wciąż bym spała. Nie sama.. z Jonathanem. Później pewnie zabrałby mnie gdzieś. Może w jego ulubione miejsce? Może pomagałabym mu w naprawie jego ukochanego samochodu? Może siedzielibyśmy tutaj, oglądając filmy? Nie wiem.. nigdy się nie dowiem..
Stanęłam przed lustrem i po raz kolejny spojrzałam w swoje zmęczone, zapłakane i opuchnięte oczy. Wrak człowieka… właśnie tym teraz jestem. Westchnęłam, po czym zdjęłam z siebie koszulkę i spodenki. Wzięłam szybki prysznic, wysuszyłam włosy i związałam je w kucyk, po czym umyłam zęby. Daruję sobie makijaż, nie muszę się nikomu podobać. Nie mam na to siły. Podeszłam do mojej szafy po czym wyciągnęłam z niej stare, czarne dżinsy i ulubioną, luźną koszulkę. Zamknęłam szafę, po czym podeszłam do fotela i zabrałam z niej bluzę Jonathana. Noszę ją praktycznie codziennie. Nie potrafię przestać. Przecież tylko to mi zostało…
Wyszłam ze swojego pokoju i od razu podeszłam do drzwi frontowych. Założyłam stare trampki i wyszłam z mieszkania, w kierunku cmentarza. Po drodze kupiłam mały bukiecik kwiatów i zaniosłam go na grób Jonathana. Jestem tu pierwszy raz. Pierwszy, ale nie ostatni. Klękam przy nim i układam bukiecik tuż przy tabliczce.
-Skarbie… -łkam cicho i przejeżdżam dłonią po jego imieniu
-Przepraszam, że nie przyszłam. Powinnam tutaj być. Mimo wszystko prawda? Bałam się.. wiesz, że nikt z twoich znajomych mnie nie lubił. Wiesz… Liam twierdzi, że to moja wina. Ma rację. Nie powinnam cię zostawiać. Ale powiedział mi. Chciałeś mi się oświadczyć? Naprawdę Jonathan? –zapytałam, ocierając łzy
-Wiesz, że bym się zgodziła, prawda? Kocham cię. Zawsze będę. Dlaczego odszedłeś? Dlaczego?- płaczę, po czym jeszcze bardziej się kulę, zakrywając twarz dłońmi.
-Co mam teraz zrobić? Tylko przy tobie czułam się bezpiecznie, normalnie. Wiedziałam, że byłam kochana. Z resztą.. zawsze mi to powtarzałeś. –uśmiecham się delikatnie
-Tęsknię. Tęsknię za tobą Jonah.. za twoim głosem, uśmiechem, dotykiem, zapachem… za wszystkim i…
-Co ty tutaj do kurwy robisz?!- słyszę za sobą, więc natychmiast podnoszę głowę
-J..ja..- jąkam się wstając na nogi i strzepując piach z moich kolan
-Chyba mówiłem ci, żebyś się tutaj nie pojawiała!- Liam wrzeszczy na mnie, pochodząc bliżej.
-Ja.. miałam nie przychodzić na pogrzeb… Musiałam…- zaczynam, ale mi przerywa
-Nie obchodzi mnie co musiałaś. Wynoś się stąd- syczy, a ja nawet nie mam na tyle odwagi, żeby na niego spojrzeć
-Liam..- zaczynam
-Zamknij się.. idź stąd!- po raz kolejny podnosi głos, a starsza kobieta kilka metrów dalej spogląda na nas ze smutkiem.
-Proszę cię…- łkam i zaczynam wycierać cieknące łzy. Kiedy widzę, że Liam podchodzi coraz bliżej, chcę się odsunąć, ale nogi odmawiają mi posłuszeństwa. Chłopak staje tak blisko mnie, że prawie stykamy się nosami, po czym chwyta za mój podbródek, pociągając go w górę tak, żebym na niego spojrzała
-Spójrz- syczy, kiedy siłą kieruje moją twarz w kierunku nagrobka
-Mój brat. Leży tam. Przez ciebie. Mówiłem ci, żebyś zniknęła mi z oczu, żebyś nigdy więcej nie stanęła mi na drodze. Jak śmiesz się tutaj pojawiać…- jestem przerażona, kiedy po raz kolejny kieruje mną tym razem tak, żeby spojrzeć na niego. Wprost w jego brązowe rozwścieczone oczy.
-Tak bardzo zależy ci na tym, żeby być moim wrogiem? Dlaczego? Po jaką cholerę tutaj jesteś?- pyta
-Bo go kocham Liam. Kocham go tak jak ty. Proszę cię pozwól mi. Pozwól mi tutaj przychodzić. Tylko tutaj. Obiecuję, że nigdzie więcej mnie nie zobaczysz. Nie spotkamy się. Będę cię unikać. Tylko pozwól mi..błagam- łkam, a on w końcu puszcza mój podbródek. Liam spogląda na ziemię, po czym przenosi wzrok na bukiecik, który przyniosłam.
-Rób co chcesz… mam to gdzieś rozumiesz? Nie obchodzi mnie co czujesz.. Ja nie chcę cię tu widzieć. Przychodź. Może mój głupi braciszek by tego chciał. Ale jeśli ja tu będę, nie podchodź. Nienawidzę cię. – mówi, po czym odchodzi przykucając obok nagrobka
-Cześć stary- prycha
-Idź.. –mówi do mnie, więc posłusznie odchodzę. Nie chcę go rozwścieczyć. Nie wiem co może zrobić. Nawet do końca nie wiem, do czego jest zdolny. Zakładam kaptur na głowę, a dłonie wkładam w cieplutkie kieszenie mojej bluzy. Kiedy przechodzę przez starą bramę, ostatni raz się odwracam. Wciąż kuca obok niego. Jedyną rzeczą jaka mnie w tej chwili przyciąga jest to co robi. Podnosi głowę do góry, a jego wzrok pada na mnie. Jesteśmy daleko od siebie, ale przysięgam, że na jego policzkach widzę łzy. Ociera swój policzek, po czym natychmiast odwraca wzrok.
Szok..
Po raz pierwszy i zapewne po raz ostatni, widziałam go w takim stanie. Liam płakał.. a to oznacza, że jednak ma serce… które nie do końca jest z kamienia…

Po powrocie do mieszkania, od razu wracam do swojego pokoju. Zamykam się w nim i wchodzę na łóżko. Zupełnie tak jak robię to od chwili wypadku. Podkulam nogi pod brodę i opieram się o zimną ścianę. Cieszę się, że wujka praktycznie w ogóle nie ma w domu. Ciągle pracuje, co pozwala mi spędzać dni tak jak chcę. W samotności.
Jestem sama. W każdym tego słowa znaczeniu. Bez miłości, bez bliskich-oprócz wujka, bez przyjaciół, bez poczucia, że dla kogoś się liczysz, bez osoby, która od długiego czasu była wszystkim co masz.
Przyjaciół było wiele, ale wszyscy byli mili tylko dlatego, że byłam z Jonathanem. Co z tego, że wydawało mi się iż dziewczyny naprawdę mnie polubiły…. teraz nie mam nikogo z kim mogłabym porozmawiać… Prawda jest taka, że jedyną osobą, z którą rozmawiałam dłużej niż minutę jest Liam. I chodź ta rozmowa była przepełniona złością i nienawiścią jestem zaskoczona, że pozwolił mi przychodzić na cmentarz… i szczerze mówiąc, jestem mu za to wdzięczna.
-Julia!- słyszę wołanie z salonu. Cholera! Dlaczego wujek wrócił z  pracy tak wcześnie?
-Julia do salonu. Musimy porozmawiać.- powiedział, uchylając drzwi od mojego pokoju.
-No chodź, nie każ się prosić- uśmiechnął się wchodząc dalej i wyciągając rękę w moją stronę.
-Po co?- pytam
-Już mówiłem słonko. Musimy porozmawiać- wzdycha, więc wstaję i daję mu się zaprowadzić do salonu
-Siadaj- wskazuje na kanapę, a sam siada na fotel naprzeciwko
-Więc?- pytam
-Skarbie, wiem co się stało. Jonathan…- zaczyna
-Nie chcę o tym mówić. O co chodzi?- pytam, chcąc zmienić temat. Wzdycha, po czym zaczyna od początku 
-Dostałem propozycję wyjazdu. Będę pracował na tym samym stanowisku co tutaj. Tylko, że w Dublinie.
-Co?!- krzyczę
-Wyjeżdżam do Irlandii- oznajmia
-Co? Kiedy? Jak? A co ze mną?- jestem przerażona. Jest jedyną osobą jaka mi została. Nie poradzę sobie jeszcze bez niego
-Spokojnie- uspokaja mnie
-Wszystko jest już załatwione. Zostaniesz w Londynie. Zamieszkasz z Panią Payne- zaczyna…
Co? Ooo nie… co to, to nie
-Co ty mówisz?- wzdrygam się
-Wiesz, że jest to moja dobra, bardzo dobra przyjaciółka. Wiedziała o moim wyjeździe już od miesiąca..
-Wiedziałeś o tym od miesiąca?!- przerywam mu
-Tak. Obiecała, że się tobą zajmie. Dzisiaj zaczniemy przewozić tam twoje rzeczy. Za dwa dni wylatuję do Irlandii- tłumaczy mi
-Nie mogę jechać z tobą?- pytam z nadzieją
-Przyjedziesz do mnie. Ale nie prędzej niż za jakieś… pół roku. Muszę tam wszystko pozałatwiać. Przygotować się na twój przyjazd. Znaleźć dobre mieszkanie i tak dalej… nie zostawię cię tutaj, tego się nie obawiaj. Będziemy się kontaktować. Obiecuję- uśmiecha się
-Nie mogę zostać w tym mieszkaniu, sama?- pytam
-Nie. Muszę sprzedać to mieszkanie.- wyjaśnia
-Damy radę?- pyta, wystawiając swojego małego palca w geście obietnicy. Spoglądam na niego przez chwilę..
-Damy- uśmiecham się słabo i splatam nasze małe palce. Wujek namawia mnie na szybkie spaghetti, po czym zabieramy się za pakowanie moich ubrań. Nie cieszę się z tego. Tutaj było wszystko. Wszystkie wspomnienia. Nie chcę się wyprowadzać. Ale skoro wujek wyjeżdża, to tak musi być. Ważne jest to, że zabierze mnie ze sobą. Że wyjadę do niego prędzej czy później, a tam zacznę nowe życie. Pakowanie zajmuje nam około 4 godzin. Kiedy moje wszystkie rzeczy spakowane są w walizki, a książki i inne akcesoria znajdują się w pudłach, wujek zanosi je do samochodu i zawozi mnie do domu Paynów. To będzie koszmar. Tak naprawdę nigdy tam nie byłam. Jonah miał swoje mieszkanie i nie utrzymywał z matką zbytnio kontaktów. I  mam nadzieję, że Liam też tam nie mieszka. Kiedy wjeżdżamy na posesję, przy schodach wita nas Pani Payne
-Witajcie-  uśmiechnęła się delikatnie, po czym uściskała mnie krótko
-Dzień dobry- powiedziałam cicho i spuściłam głowę….
Jego mama spojrzała na mnie, rozpoznając bluzę swojego syna..
-Przepraszam, że nie byłam na pogrzebie- wyszeptałam, a ona ponownie mnie przytuliła
-Nie przejmuj się dziecko. Będzie dobrze. Musi być, bo on tego chciał- powiedziała mi do ucha i poprowadziła nas do domu
-Tutaj będzie twój pokój- wskazała na pomieszczenie na pierwszym piętrze.
-Jest śliczny. Dziękuję-mówię, a wujek ustawia rząd walizek tuż przy ścianie.
-Masz tutaj małą garderobę i własną łazienkę- Karen poinformowała mnie i wyszła razem z wujkiem, zostawiając mnie samą. Westchnęłam i usiadłam na miękkim łóżku. Więc tak to będzie teraz wyglądać.. to tutaj spędzę najbliższe pół roku.. Rozejrzałam się po pomieszczeniu i podeszłam do okna, z którego było widać niewielki ogród.
-Julia!- usłyszałam z dołu, więc otworzyłam drzwi i zaczęłam schodzić na parter….
O cholera… on jednak tutaj mieszka
-Liam spójrz kto z nami zamieszka. Julia będzie miała pokój obok ciebie- powiedziała do niego, a on spojrzał na mnie..
Był wściekły. Śmiało mogłam to stwierdzić….






przepraszam za tak ogromne opóźnienie rozdziału... 
mam nadzieję że ten wam się spodobał... chociaż trochę ;) 
jeśli już tutaj jesteś i czytasz... to proszę zostaw komentarz :) 
Mrs.Horan