- Julia! Julia! Szybko proszę pogotowie! Połykała tabletki
garściami! Szybko! Julia! Obudź się!
- To wszystko moja wina.... - powtarzał w kółko....
- To wszystko moja wina.... - powtarzał w kółko....
*** Oczami Liama***
Z sekundy na sekundę widzę jak słabnie i po chwili upada na
podłogę. Podbiegam do niej i widzę jak powoli odpływa, a jej powieki opadają.
-Julia! Julka do cholery!- krzyczę pochylając się nad nią i
delikatnie klepiąc jej blade policzki
-Cholera!! To moja wina… Julia! –zaczynam panikować i nie
mam pojęcia co zrobić. Przeczesuje włosy dłonią i zaczynam myśleć bardziej
racjonalnie. Od razu wyciągam telefon z tylnej kieszeni moich spodni, po czym
wybieram numer i dzwonię na pogotowie
-Szybko! Przyjedźcie moja znajoma połknęła całe opakowanie
tabletek.. albo więcej.. nie wiem ile tego było..- zacząłem jak tylko
usłyszałem głos po drugiej stronie. Kobieta starała się mnie uspokoić co
działało zupełnie w inną stronę.
-Wyślij tutaj kurwa karetkę! Ona jest nie przytomna!-
zaczynam wrzeszczeć, po czym w końcu pyta o miejsce, więc podaję jej adres, a
ta każe mi czekać na pogotowie. Odrzucam telefon i ponownie staram się dobudzić
Julkę, chociaż domyślam się, że nic z tego. Potrząsam nią albo klepię po
policzkach, jednak to zdaje się na nic.
W końcu słyszę dźwięk sygnału pogotowia, więc wstaję i
podbiegam do drzwi, niemal od razu wpuszczając ratowników medycznych
-W kuchni- wskazuję i idę za nimi. Dwóch facetów od razu
rozkłada swój sprzęt i sprawdzają podstawowe funkcje życiowe, zanim zabierają
ją do karetki.
-Jedzie pan z nami?- lekarz pyta, kiedy zamykają wielkie
drzwi… kręcę głową i mówię
-Nie.. nie jadę..- mężczyzna kiwa głową i wsiada do karetki,
po czym wyjeżdżają z posesji i na sygnale pędzą do pobliskiego szpitala. Wzdycham
ciężko, po czym wracam do domu. Co powinienem zrobić? Co powinienem do kurwy zrobić?!
Pierwszy raz w życiu zdarzyło się coś takiego..pierwszy raz, ktoś chciał
odebrać sobie życie przeze mnie… przeze mnie…
Chciała się zabić.. z mojej winy. Tego jestem pewny.
Powiedziałem jej tyle..być może zbyt wiele… Nie mam poczucia winy… po prostu
czuję się dziwnie wiedząc, że mogę doprowadzić do czegoś takiego..jest mi
głupio…
Biorę kolejny głęboki
wdech, po czym zjeżdżam po ścianie w kuchni i siadam na podłodze, wpatrując się
w miejsce gdzie leżała Julia..
Nie radzę sobie… w ogóle. Sobie. Kurwa. Nie. Radzę… Po
śmierci Jonathana wszystko pojebało się na tyle, że nie potrafię sobie tego
wszystkiego poukładać od początku. Zaciskam dłonie w pięści i ponownie wstaje,
od razu chwytając jedną z buteleczek po tabletkach i rzucając nią o ścianę. Nim
sam orientuję się co robię, zabieram kluczyki i jadę do szpitala gdzie zabrali
Julię. Musimy sobie kurwa coś wyjaśnić…
Po 15 minutach znajduję się na miejscu. Wchodzę do recepcji
i od razu pytam o Julię. Wiem tylko tyle, że jest na intensywnej terapii. W
krytycznym stanie. Przechodzi badania, a lekarze próbują uratować jej pieprzone
życie. Jestem na nią chyba jeszcze bardziej wściekły. Co ona sobie myślała? Że
to rozwiąże jej problemy? Że pozbędzie się poczucia winy, które ja w niej
obudziłem??
Kolejne pół godziny, spędzam pod drzwiami prowadzącymi na
tamten oddział. Przez ten czas, dołącza do mnie matka i przerażony wujek Julki
-Jak to się stało?- pyta przerażona matka
-Nie wiem. Jak przyjechałem to było już po wszystkim.-
wyjaśniam krótko, a oni wręcz rzucają się na lekarza, który wychodzi jak się
domyślam, od niej. Słyszę co do nich mówi
-Pani Julia jest teraz stabilna. Przeprowadziliśmy płukanie
żołądka, żeby pozbyć się niechcianych substancji. Teraz śpi. Jednak gdyby nie
osoba, dzięki której znalazła się tak szybko pod opieką lekarską… nie miałaby
jakichkolwiek szans na przeżycie- wyjaśnia… och.. więc tak..
-Teraz może tam wejść tylko jedna osoba- dodaje i odchodzi
-Liam synku- moja matka ryczy jak szalona i rzuca mi się na
szyję
-Synku uratowałeś jej życie- łka, a ja przewracam tylko
oczami, nawet nie odwzajemniając jej uścisku
-Idź do niej pierwszy- wujek klepie mnie po ramieniu
-Nie. To pan powinien pójść- zaprzeczam
-Uratowałeś jej życie. Dziękuję.- ściska mi dłoń i wskazuje
na drzwi. Dla świętego spokoju, po prostu przytakuję i wchodzę na oddział. Dostaję specjalne
okrycie i zostaję wpuszczony na jej salę. Siadam na plastikowym krzesełku i
przyglądam się jej przez chwilkę. Jak może być taka głupia. Lekkomyślna,
samolubna i podła.
Co ja pieprze… przecież sam do końca w to nie wierzę…
Wzdycham po czym spoglądam na jej dłoń i zauważam
pierścionek. Prycham i przypominam sobie, co to jest.. pierścionek zaręczynowy
od Jonathana…
***Oczami Julii***
Ból?
Ciemność…
Nicość…
Sen…
Właściwie nic z tego… coś pomiędzy….
Jedyne co teraz odczuwam to pustka…
Błysk…
Ciemność…
Ponownie uchylam oczy na tyle, żeby jasne światło znowu mnie
nie oślepiło. Jestem słaba… właściwie nie mam nawet siły ruszyć ręką. Przekręcam
głowę w prawo i to co widzę mnie przeraża.. a zarazem dziwi
-Plan się nie powiódł, co?- prycha widząc, że się obudziłam
-Wiesz co by się stało, gdybym nie wrócił do tego
pieprzonego domu?- syczy
-Trzeba było mnie zostawić. Miałbyś o jeden problem mniej-
szepczę, a on odwraca wzrok
-To, że cię nie lubię nie oznacza, że chcę twojej śmierci
Julia… już nie, ok.? Powiedzmy, że mi przeszło…- wyjaśnia
-Częściowo- dodaje
-Dlaczego Liam? Dlaczego mi pomogłeś?- mamroczę
-To był pierwszy i ostatni raz. Więcej tego nie zrobisz. Nie
uciekniesz- mówi spoglądając na mnie
-Chcę skończyć- wzdycham
-Nie ma tak prosto mała. Powiedz mi czego chcesz? Usłyszeć
ode mnie przepraszam? –pyta, a ja jestem w szoku, więc mówi dalej
-Nie przejmuj się. Nie usłyszysz tego, ale skoro już
jesteśmy współlokatorami ustalmy jedno. Nie wchodźmy sobie w drogę.
Ograniczajmy spotkanie siebie nawzajem do minimum. Bez wrogości..po po prostu
na dystans, ok.?- pyta, a ja wpatruję się w niego
-Mówisz poważnie?- pytam
-Tak. Zakończymy wojnę między nami. Wystarczająco ci
powiedziałem. Ale żeby nie było wątpliwości- wciąż cię nie lubię… wręcz nie
cierpię. –wyjaśnia, a ja cicho się śmieję. Nie wierzę, że to mówi. Uratował mi życie,
a teraz proponuje ugodę. Nie chcę być jego wrogiem, więc wyciągam dłoń, a on ją
lekko ściska.
-Dobra. Chyba pójdę. Twój wujek jest za drzwiami- wyjaśnia
-Nie musisz.- tak naprawdę nie do końca chcę, żeby już
szedł.
-Daj spokój. Nie będę cię odwiedzał. Przyszedłem tutaj tylko
po to, żebyśmy sobie coś wyjaśnili, a skoro to już zrobiliśmy.. to nie mamy o
czym gadać- wyjaśnia i wstaje, od razu zabierając swoją skórzaną kurtkę z
oparcia krzesła. Odwraca się i bez słowa kieruje w stronę wyjścia.
-Liam- wołam zanim zdąża nadusić na klamkę, a on odwraca się
w moją stronę
-Dziękuję- szepcze, a on kiwa głową i dodaje
-Pierwszy i ostatni raz ratuje ci dupę. Pamiętaj- naciska na
klamkę i wychodzi, wpuszczając tym samym wujka.
-Julia. Dziewczyno co ty narobiłaś.- zaczyna, kiedy tylko
znajduje się przy mnie
-Dlaczego? Dziewczyno, dlaczego?- pyta siadając na brzegu
łóżka.
-Nie dawałam sobie rady- wyjaśniam cicho
-Nie wyjadę do Irlandii. Odwołam wszystko. Zostaję- wyjaśnia
-Co? Wujku nie. Nie możesz tego zrobić.- zaprzeczam
-Nie zostawię cię. Jesteśmy rodziną- upiera się
-Wujku jedź. Przecież miałam do ciebie przyjechać. Jedź. Obiecuję,
że już więcej tego nie zrobię.- namawiam go
-Jak mam ci uwierzyć?- pyta
-Uwierz, proszę. Nie zabiję się. O której masz lot? Zdążysz?-
pytam
-Jest zaplanowany za 4 godziny. –wyjaśnia
-Idź. Przygotuj się do tego. Obiecuję, że będę się trzymać. A
kiedy przyjdzie czas przyjadę do ciebie, a tam zaczniemy od początku. – wujek uśmiecha
się i poprawia moje włosy
-Jesteś pewna?- pyta
-Tak. Proszę cię. Nie chcę mieć poczucia winy, że cię tu
zatrzymałam- wyjaśniam, a on kiwa głową
-Zostanie z tobą Karen- uśmiecha się
-Dobrze. –przytakuję, chociaż wiem, że to nie najlepszy
pomysł
-Muszę wiedzieć, że jesteś pod dobrą opieką- wyjaśnia
-Jestem dorosła wujku. Idź już. Do zobaczenia.- całuje mnie
w czoło, po czym udaje się do wyjścia. Ostatnią osobą, która weszła do mojej sali
była pani Karen. Zapłakana i przestraszona od razu rzuciła się na mnie i
zamknęła w uścisku, mówiąc jak bardzo się martwiła.
Dowiedziałam się, że czekam mnie również długa terapia z
psychologiem…
***Oczami Liama***
Po wyjściu ze szpitala od razu dzwonię do chłopaków
-Hej- słyszę po drugiej stronie
-Zayn za pół godziny w klubie. Potrzebuję alkoholu… dużo
alkoholu- mówię i rozłączam się, po czym wsiadam w samochód i jadę we wskazane miejsce.
Czas odreagować i trochę się zabawić…
witam was z kolejną częścią :) tym razem napisaną przeze mnie :)
mam nadzieję że również się wam spodoba :)
Mrs.Horan
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz