sobota, 18 października 2014

Rozdział 5- "Uratowałeś jej życie...."



- Julia! Julia! Szybko proszę pogotowie! Połykała tabletki garściami! Szybko! Julia! Obudź się!
- To wszystko moja wina.... - powtarzał w kółko....
*** Oczami Liama***
Z sekundy na sekundę widzę jak słabnie i po chwili upada na podłogę. Podbiegam do niej i widzę jak powoli odpływa, a jej powieki opadają.
-Julia! Julka do cholery!- krzyczę pochylając się nad nią i delikatnie klepiąc jej blade policzki
-Cholera!! To moja wina… Julia! –zaczynam panikować i nie mam pojęcia co zrobić. Przeczesuje włosy dłonią i zaczynam myśleć bardziej racjonalnie. Od razu wyciągam telefon z tylnej kieszeni moich spodni, po czym wybieram numer i dzwonię na pogotowie
-Szybko! Przyjedźcie moja znajoma połknęła całe opakowanie tabletek.. albo więcej.. nie wiem ile tego było..- zacząłem jak tylko usłyszałem głos po drugiej stronie. Kobieta starała się mnie uspokoić co działało zupełnie w inną stronę.
-Wyślij tutaj kurwa karetkę! Ona jest nie przytomna!- zaczynam wrzeszczeć, po czym w końcu pyta o miejsce, więc podaję jej adres, a ta każe mi czekać na pogotowie. Odrzucam telefon i ponownie staram się dobudzić Julkę, chociaż domyślam się, że nic z tego. Potrząsam nią albo klepię po policzkach, jednak to zdaje się na nic.
W końcu słyszę dźwięk sygnału pogotowia, więc wstaję i podbiegam do drzwi, niemal od razu wpuszczając ratowników medycznych
-W kuchni- wskazuję i idę za nimi. Dwóch facetów od razu rozkłada swój sprzęt i sprawdzają podstawowe funkcje życiowe, zanim zabierają ją do karetki.
-Jedzie pan z nami?- lekarz pyta, kiedy zamykają wielkie drzwi… kręcę głową i mówię
-Nie.. nie jadę..- mężczyzna kiwa głową i wsiada do karetki, po czym wyjeżdżają z posesji i na sygnale pędzą do pobliskiego szpitala. Wzdycham ciężko, po czym wracam do domu. Co powinienem zrobić? Co powinienem do kurwy zrobić?! Pierwszy raz w życiu zdarzyło się coś takiego..pierwszy raz, ktoś chciał odebrać sobie życie przeze mnie… przeze mnie…
Chciała się zabić.. z mojej winy. Tego jestem pewny. Powiedziałem jej tyle..być może zbyt wiele… Nie mam poczucia winy… po prostu czuję się dziwnie wiedząc, że mogę doprowadzić do czegoś takiego..jest mi głupio…
 Biorę kolejny głęboki wdech, po czym zjeżdżam po ścianie w kuchni i siadam na podłodze, wpatrując się w miejsce gdzie leżała Julia..
Nie radzę sobie… w ogóle. Sobie. Kurwa. Nie. Radzę… Po śmierci Jonathana wszystko pojebało się na tyle, że nie potrafię sobie tego wszystkiego poukładać od początku. Zaciskam dłonie w pięści i ponownie wstaje, od razu chwytając jedną z buteleczek po tabletkach i rzucając nią o ścianę. Nim sam orientuję się co robię, zabieram kluczyki i jadę do szpitala gdzie zabrali Julię. Musimy sobie kurwa coś wyjaśnić…
Po 15 minutach znajduję się na miejscu. Wchodzę do recepcji i od razu pytam o Julię. Wiem tylko tyle, że jest na intensywnej terapii. W krytycznym stanie. Przechodzi badania, a lekarze próbują uratować jej pieprzone życie. Jestem na nią chyba jeszcze bardziej wściekły. Co ona sobie myślała? Że to rozwiąże jej problemy? Że pozbędzie się poczucia winy, które ja w niej obudziłem??
Kolejne pół godziny, spędzam pod drzwiami prowadzącymi na tamten oddział. Przez ten czas, dołącza do mnie matka i przerażony wujek Julki
-Jak to się stało?- pyta przerażona matka
-Nie wiem. Jak przyjechałem to było już po wszystkim.- wyjaśniam krótko, a oni wręcz rzucają się na lekarza, który wychodzi jak się domyślam, od niej. Słyszę co do nich mówi
-Pani Julia jest teraz stabilna. Przeprowadziliśmy płukanie żołądka, żeby pozbyć się niechcianych substancji. Teraz śpi. Jednak gdyby nie osoba, dzięki której znalazła się tak szybko pod opieką lekarską… nie miałaby jakichkolwiek szans na przeżycie- wyjaśnia… och.. więc tak..
-Teraz może tam wejść tylko jedna osoba- dodaje i odchodzi
-Liam synku- moja matka ryczy jak szalona i rzuca mi się na szyję
-Synku uratowałeś jej życie- łka, a ja przewracam tylko oczami, nawet nie odwzajemniając jej uścisku
-Idź do niej pierwszy- wujek klepie mnie po ramieniu
-Nie. To pan powinien pójść- zaprzeczam
-Uratowałeś jej życie. Dziękuję.- ściska mi dłoń i wskazuje na drzwi. Dla świętego spokoju, po prostu przytakuję  i wchodzę na oddział. Dostaję specjalne okrycie i zostaję wpuszczony na jej salę. Siadam na plastikowym krzesełku i przyglądam się jej przez chwilkę. Jak może być taka głupia. Lekkomyślna, samolubna i podła.
Co ja pieprze… przecież sam do końca w to nie wierzę…
Wzdycham po czym spoglądam na jej dłoń i zauważam pierścionek. Prycham i przypominam sobie, co to jest.. pierścionek zaręczynowy od Jonathana…
***Oczami Julii***
Ból?
Ciemność…
Nicość…
Sen…
Właściwie nic z tego… coś pomiędzy….
Jedyne co teraz odczuwam to pustka…
Błysk…
Ciemność…
Ponownie uchylam oczy na tyle, żeby jasne światło znowu mnie nie oślepiło. Jestem słaba… właściwie nie mam nawet siły ruszyć ręką. Przekręcam głowę w prawo i to co widzę mnie przeraża.. a zarazem dziwi
-Plan się nie powiódł, co?- prycha widząc, że się obudziłam
-Wiesz co by się stało, gdybym nie wrócił do tego pieprzonego domu?- syczy
-Trzeba było mnie zostawić. Miałbyś o jeden problem mniej- szepczę, a on odwraca wzrok
-To, że cię nie lubię nie oznacza, że chcę twojej śmierci Julia… już nie, ok.? Powiedzmy, że mi przeszło…- wyjaśnia  
-Częściowo- dodaje
-Dlaczego Liam? Dlaczego mi pomogłeś?- mamroczę
-To był pierwszy i ostatni raz. Więcej tego nie zrobisz. Nie uciekniesz- mówi spoglądając na mnie
-Chcę skończyć- wzdycham
-Nie ma tak prosto mała. Powiedz mi czego chcesz? Usłyszeć ode mnie przepraszam? –pyta, a ja jestem w szoku, więc mówi dalej
-Nie przejmuj się. Nie usłyszysz tego, ale skoro już jesteśmy współlokatorami ustalmy jedno. Nie wchodźmy sobie w drogę. Ograniczajmy spotkanie siebie nawzajem do minimum. Bez wrogości..po po prostu na dystans, ok.?- pyta, a ja wpatruję się w niego
-Mówisz poważnie?- pytam
-Tak. Zakończymy wojnę między nami. Wystarczająco ci powiedziałem. Ale żeby nie było wątpliwości- wciąż cię nie lubię… wręcz nie cierpię. –wyjaśnia, a ja cicho się śmieję. Nie wierzę, że to mówi. Uratował mi życie, a teraz proponuje ugodę. Nie chcę być jego wrogiem, więc wyciągam dłoń, a on ją lekko ściska.
-Dobra. Chyba pójdę. Twój wujek jest za drzwiami- wyjaśnia
-Nie musisz.- tak naprawdę nie do końca chcę, żeby już szedł.
-Daj spokój. Nie będę cię odwiedzał. Przyszedłem tutaj tylko po to, żebyśmy sobie coś wyjaśnili, a skoro to już zrobiliśmy.. to nie mamy o czym gadać- wyjaśnia i wstaje, od razu zabierając swoją skórzaną kurtkę z oparcia krzesła. Odwraca się i bez słowa kieruje w stronę wyjścia.
-Liam- wołam zanim zdąża nadusić na klamkę, a on odwraca się w moją stronę
-Dziękuję- szepcze, a on kiwa głową i dodaje
-Pierwszy i ostatni raz ratuje ci dupę. Pamiętaj- naciska na klamkę i wychodzi, wpuszczając tym samym wujka.
-Julia. Dziewczyno co ty narobiłaś.- zaczyna, kiedy tylko znajduje się przy mnie
-Dlaczego? Dziewczyno, dlaczego?- pyta siadając na brzegu łóżka.
-Nie dawałam sobie rady- wyjaśniam cicho
-Nie wyjadę do Irlandii. Odwołam wszystko. Zostaję- wyjaśnia
-Co? Wujku nie. Nie możesz tego zrobić.- zaprzeczam
-Nie zostawię cię. Jesteśmy rodziną- upiera się
-Wujku jedź. Przecież miałam do ciebie przyjechać. Jedź. Obiecuję, że już więcej tego nie zrobię.- namawiam go
-Jak mam ci uwierzyć?- pyta
-Uwierz, proszę. Nie zabiję się. O której masz lot? Zdążysz?- pytam
-Jest zaplanowany za 4 godziny. –wyjaśnia
-Idź. Przygotuj się do tego. Obiecuję, że będę się trzymać. A kiedy przyjdzie czas przyjadę do ciebie, a tam zaczniemy od początku. – wujek uśmiecha się i poprawia moje włosy
-Jesteś pewna?- pyta
-Tak. Proszę cię. Nie chcę mieć poczucia winy, że cię tu zatrzymałam- wyjaśniam, a on kiwa głową
-Zostanie z tobą Karen- uśmiecha się
-Dobrze. –przytakuję, chociaż wiem, że to nie najlepszy pomysł
-Muszę wiedzieć, że jesteś pod dobrą opieką- wyjaśnia
-Jestem dorosła wujku. Idź już. Do zobaczenia.- całuje mnie w czoło, po czym udaje się do wyjścia. Ostatnią osobą, która weszła do mojej sali była pani Karen. Zapłakana i przestraszona od razu rzuciła się na mnie i zamknęła w uścisku, mówiąc jak bardzo się martwiła.
Dowiedziałam się, że czekam mnie również długa terapia z psychologiem…
***Oczami Liama***
Po wyjściu ze szpitala od razu dzwonię do chłopaków
-Hej- słyszę po drugiej stronie
-Zayn za pół godziny w klubie. Potrzebuję alkoholu… dużo alkoholu- mówię i rozłączam się, po czym wsiadam w samochód i jadę we wskazane miejsce. Czas odreagować i trochę się zabawić… 




witam was z kolejną częścią :) tym razem napisaną przeze mnie :) 
mam nadzieję że również się wam spodoba :) 
Mrs.Horan 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz