poniedziałek, 28 lipca 2014

Rozdział 1 - Kocham cię Jonathan...

Kolejna nie przespana noc w moim życiu… Było ich zdecydowanie za dużo... Nie chodzi o noc kiedy wychodzisz ze znajomymi i dobrze się bawisz tylko o to kiedy nie jesteś w stanie zmrużyć oka bo jedyne co pojawia się w głowie to wspomnienia... 
Ludzie którzy byli ważni i nagle zniknęli... Tak właśnie jest ze mną.. 
Siedzę na parapecie w swoim ponurym i ciemnym pokoju. Jest już 2:00 a ja nie mam zamiaru się kłaść. Oparłam głowę o szybę i objęłam kolana rękoma. Od kilku dni spędzam tak każdą noc. 
Bo nie ma nikogo kto mógłby mnie utulić do snu... banalne prawda? 
Mam 20 lat a do zaśnięcia potrzeba mi tylko tego... Drugiej osoby którą dotąd był mój Jonathan… Westchnęłam na wspomnienie jego ślicznych ciemnych oczu i czarującego uśmiechu... 
Tego jak do mnie mówił i jaki był kiedy byliśmy tylko my… 
Spojrzałam na drogę przebiegającą obok mojego domu… wspomnienia… 
Wszystko wraca jak bumerang chociaż tak bardzo tego nie chcę… 

**Wspomnienie**

 Uhg.. jest już 18:40 za jakieś 20 minut Jonathan powinien po mnie przyjechać. 
Jestem już wykąpana, włosy zostawiłam rozpuszczone a na twarz nałożyłam dużą ilość kosmetyków. 
Mocny makijaż jest idealny właśnie na takie wyścigi. Moja krótka spódniczka która sięga do połowy ud i obcisła bluzka idealnie do siebie pasują a czarna kurtka pozwala zakryć co nieco jednak dodać całości wyrazu. Ostatni raz poprawiam swój makijaż i poprawiam włosy kiedy dzwonek daje mi znać że mam gościa. Podbiegam do drzwi ze szpilkami w ręce i szybko je otwieram 
-Cześć skarbie, gotowa?- Jonathan uśmiechnął się do mnie szeroko dokładnie mi się przyglądając po czym zrobił krok do przodu obejmując mnie w pasie i składając krótki pocałunek na moich ustach.
 -Możemy iść- uśmiecham się po czym zamykam drzwi na klucz i razem podążamy w stronę jego sportowego auta. Dziś Jonathan bierze udział w wyścigach, a ja będę jego osobą towarzyszącą…
Po około 20 minutach jazdy wysiadamy z auta i podchodzimy do Liama - brata Jonathana i jego paczki.
Wiem, że nikt z nich mnie nie lubi, ja też za nimi nie przepadam, więc całuje Jonathana w policzek i odchodzę on nich. Chciałam iść po jakieś piwo, ale po drodze spotkałam  swoje przyjaciółki. Zaczęłyśmy rozmawiać na przeróżne tematy, ale jak zawsze skończyło się to na komplementowaniu mojego chłopaka i jego przecudnego, przystojnego brata, który mnie nienawidził...
- Ja nie rozumiem czemu Jonathan wybrał właśnie ciebie - Rossie popatrzała na mnie wzrokiem mordercy, upiła kolejny łyk piwa i kontynuowała - mógł wybrać mnie, ale nie... Wybirał sobie najbrzydszą...
- Ros uspokój się! Za dużo wypiłaś i zaczyna ci odwalać! Jak się uspokoisz to zadzwoń, bo na razie nie wiesz co mówisz...! - odeszłam od nich ze łzami w oczach. Wiem, że ona jest pijana, ale nie powinna tak mówić o swojej przyjaciółce! Stanęłam przy aucie Jonathana  i rozglądałam się za nim, ale nie umiałam go nigdzie znaleźć... 

***Oczami Jonathana***

 Staliśmy z chłopakami w tłumie ludzi przychodzących na wyścig, w którym miałem brać udział.
- Chłopaki, a co wy myślicie o Julii? - zapytałem nie zwracając uwagi na to że właśnie rozmawiali na temat następnego wyścigu, który miał być w sobotę, czyli za trzy dni. 
Wzrok wszystkich powędrował na mnie i tak jakby spoważnieli.
- Sam wiesz, że jej nie lubimy... Więc po co pytasz? - oczywiście  mój brat zaczął mówić pierwszy, bo reszta patrzała na mnie jak na debila.
- Nie nic... Najwyżej dowiecie się później - zacząłem odchodzić od nich i kierować się w stronę mojego auta, ale ktoś mnie zatrzymał, ciągnąc za ramię. Liam był chyba trochę wkurzony...
- O co ci chodzi? Obrażasz się, bo nie lubię twojej laluni? Sam wiesz, że jak ona się dowie o gangu, to nas wyda... Więc nie wiem jak ty, ale ja nie chcę do więzienia, bo mój kochany brat znalazł sobie jakąś dziunie ! - dobrze, że było na tyle głośno, że nikt nie usłyszał tego, co właśnie powiedział Liam.
- Kocham ją... I wiesz co? Nie obchodzi mnie czy ją lubisz czy nie, ale dzisiaj jej się oświadczam ! Na wyścigu, zaraz jak wygram... - popatrzał na mnie jak na idiotę. Wyciągnąłem z kieszeni mojej kurtki pudełeczko i pokazałem Liamowi. Otworzył, a jego oczy mentalnie się powiększyły.
- Przecież to kosztowało tysiące! 
- Ona znaczy dla mnie więcej niż ten nasz gang, czy forsa. Ona jest kimś kto mimo deszczu wyjdzie ze mną na dwór... Akceptuje moje złe i dobre dni. Rozumie, kiedy nie mogę pójść z nią na kawę czy obiad, bo mam akcję.
- Stary szybko chowaj to - Liam dał mi pudełko - Julia tu idzie... Ja zmykam! Cześć! - pomachał mi i odszedł.
- Jonathan... - usłyszałem ją i automatycznie się odwróciłem.
- Tak skarbie? - popatrzałem na nią i przytuliłem. - płakałaś?
- Rossie stwierdziła, że na ciebie nie zasługuje... - jej śliczne czekoladowe oczy się zaszkliły i położyła głowę na moim ramieniu. - Jon... A może... Ona ma rację? Może  nie pasujemy do siebie...? Może nie jesteśmy sobie pisani? - szybko podniosła głowę i stanęła na palcach, żeby popatrzeć mi prosto w oczy. Moja słodziutka niska ukochana.
- Nawet tak nie mów... Czy to znaczy, że nie chcesz ze mną być? - popatrzałem na nią ze smutkiem, ale ona szybko zaprzeczyła. Kamień spadł mi z serca...
- Pewnie, że chcę z tobą być! Tylko... czy ty chcesz? 
- Czy ty myślisz, że ja nie chcę z tobą być, ale zabieram cię tutaj... że specjalnie dla własnej nie przyjemności odwiedzam z tobą najdroższe restaurację? Ja nawet śnie o tobie, a ty myślisz, że ja chcę z tobą zerwać? Czy ty śmiesz wątpić w swojego najlepszego na świecie chłopaka? - zaczęła się śmiać i pocałowała mnie krótko w usta. 
- Kocham cię ty mój najlepszy na świecie chłopaku - pocałowała mnie w policzek i zaczęła odchodzić.
- Ej... Gdzie ty idziesz? 
-  Do samochodu głuptasie... Zaraz wyścig - uśmiechnęła się i zaczęła biec w stronę auta, bo wiedziała, że nienawidzę kiedy mówi do mnie 'głuptasie'
- wsiadła do auta,a ja wraz za nią.
- Dzisiaj ci się upiecze, ale tylko dlatego, że zaraz będzie wyścig... - popatrzałem na nią - Ale za to musisz mi dać buziaka. 
Popatrzała na mnie dziwnie. Uśmiechnęła się i pocałowała w policzek. Zadowolony odpaliłem auto i pojechałem przed linie startową. Teraz czekałem tylko na panią, która miała pozwolić mi jechać i po jakiś 3 minutach tak się stało i wystartowałem...

***Oczami Julii***

Siedziałam na wygodnym fotelu przy moim chłopaku, który cały czas przeklinał.
- O co chodzi? - spojrzałam w jego stronę, ale on nic nie odpowiedział, nawet na mnie nie spojrzał... Tak jakby w ogóle mnie nie było...  Chodzi o Rossie? Czy może o mnie? Może on wcale nie chcę ze mną być? Z jego ust wychodziły przekleństwa...
- Co się dzieje? - znowu nic... Jest w innym świecie czy co? - Jonathan! - nawet na mnie nie spojrzał...
zaczyna mnie to denerwować. odwróciłam się do niego plecami, oczywiście jak najwięcej mogłam.
- Julia... - ignorowałam go, tak jak on przed chwilą mnie... - No, ej... Przepraszam, jasne?  - nadal nic nie odpowiedziałam. - Przestań się obrażać... Ten wyścig jest dla mnie bardzo ważny!
- A dla mnie ważny jesteś ty! - dlaczego muszę być, aż taka wrażliwa! Łzy zaczęły spływać mi po policzkach...
- Hej... Przecież tutaj jestem... 
- Tak? Jakoś nie zauważyłam! Przed chwilą liczył się dla ciebie tylko ten wyścig! 
- Okej, jak masz się tak zachowywać to lepiej wyjdź z tego auta...
- Dobra, tylko zahamuj - byłam pewna, że dobrze robię. Wiem, że jak on wpadnie w szał to jest zdolny do wszystkiego...
- Tylko żartowałem. - zaśmiał się
- Ale ja nie! Zahamuj bo chcę wyjść! teraz! - zrobił to o co go poprosiłam. Wysiadłam, a Jonathan przekonywał mnie, żebym nie wychodziła, ale nie dałam się namówić.
Nie byłam zbyt daleko od domu, poznawałam tę okolice. Po około 20 minutach byłam w domu. Ściągam szpilki i wbiegam do swojego pokoju, żeby tylko położyć się spać. Nawet nie przebrałam się do piżamy, nie zdążyłam, bo zapadłam w sen...
Około 8 obudziłam się i pierwsze co zrobiłam to poszłam do łazienki wykąpać się i umyć zęby. Nie suszyłam włosów, bo mają dużo czasu na wyschnięcie. W sumie nie mam nic do roboty. Postanowiłam zadzwonić do Jonathana. Chciałam go .. przeprosić? W sumie nie miałam za co, ale nie chcę żeby tak się wszystko między nami skończyło... Dzwoniłam chyba z 10 razy, ale nie odbierał. Nie chcę ze mną gadać? No trudno... Zrobiłam sobie jajecznice i zjadłam ją samotnie, bo wujek najwidoczniej pracuje. Zadzwonił mój telefon, łudziłam się, że to Jonathan, ale jednak to nie on... To była jakaś pielęgniarka informująca mnie o wypadku Jonathana....

czwartek, 10 lipca 2014

Prolog




Dzień taki jak ten może przydarzyć się każdemu...
 Każdy może stracić wszystko, może stać się samotny w tłumie ludzi.. 
Może zapomnieć co to szczęście, a co dopiero miłość… 
Właśnie… miłość.. to uczucie, które jest mi już obce… od dnia, kiedy wszystko się skończyło..
Skończyło się moje życie.. teraz jestem tylko wrakiem człowieka…
Wiecie jak to jest stracić wszystko? 
Jak to jest cierpieć każdego dnia wiedząc, że to co było nigdy nie wróci? 
Ja wiem… 
Wiecie jak to jest być samotnym?
Szukać wsparcia, jednak nikt nie jest w stanie zastąpić ci tego za czym tęsknisz?
Ja wiem...
Jest się samym, rozmyślając co by było, gdyby… nie wiesz co masz teraz ze sobą zrobić.. gdzie się podziać… aż w końcu w tym przeklętym tunelu samotności pojawia się płomyk.. płomyk nadziei…
Jest coraz większy, aż w końcu pozwala ci i pomaga wstać.. unieść wysoko głowę i iść do przodu.. jest przy tobie.. wspiera.. pokazuje i przypomina jakie uczucia są ważne.. 
Przypomina co to jest miłość.. stajesz się szczęśliwą osobą…
Jednak nie masz pojęcia, że to dopiero początek… nie masz pojęcia, że to co najgorsze, jeszcze nie nadeszło.. że to co najgorsze, wciąż cię czeka, a to co było, to zaledwie wstęp.. wstęp do prawdziwego cierpienia…


No i mamy prolog :) jak wam się podoba?? 
Komentujcie ;) 
Mrs.Horan