poniedziałek, 8 grudnia 2014

Rozdział 7 - "Jest fajnym chłopakiem..."

2 komentarze = 8 rozdział <3 


Poszedłem do kuchni. Zobaczyłem tam dwie kawy i otwarte opakowanie moich ulubionych ciasteczek. 
- Julia! - zawołałem, a dziewczyna zjawiła się. - O czym rozmawiałyście? 
*** Oczami Julii ***
Przecież obiecałam, że nie powiem o tym, że mnie przed Nim ostrzegała.
- Rozmawiałyśmy... o...O jej wyjeździe - wykrztusiłam w końcu. Byłam przestraszona.
- Musiała być to ciekawa  rozmowa, bo zjadłyście moje ulubione ciasteczka - wypuścił powietrze z ust. Nie był zły.
- Przepraszam, nie wiedziałam. Były w szafce więc wzięłam... - zaczęłam się tłumaczyć.
- Nie, dobra. Jakoś to przeżyje. To tylko ciasteczka. Nie musisz się tłumaczyć, możesz iść - więc poszłam do swojego pokoju.
Do przyjazdu psycholog mam jeszcze trochę czasu więc postanowiłam się ubrać i pójść do Jonathana. Po drodze wstąpiłam do sklepu spożywczego i kupiłam Liamowi te jego ulubione ciasta, żeby później nie mieć z tym problemu. Z daleka zobaczyłam blondyna - Niall, jeśli się nie mylę. Chciałam odejść, bałam się, że przeszkadzam, ale zasugerował mi gestem ręki, żebym przyszła. Kiedy podeszłam uważnie przyglądałam się każdemu ruchowi Nialla.
- To do zobaczenia Stary. Twoja narzeczona przyszła - lekko klepnął nagrobek, położył znicz i zapalił. 
Uścisnął moją dłoń powiedział krótkie 'cześć' i poszedł.
- Hej Jonathan... - było mi ciężko powstrzymać łzy - Pewnie wiesz... Byłam w szpitalu... Miałam płukanie żołądka - dlaczego muszę być tak cholernie wrażliwa?  - chciałam popełnić samobójstwo... Chciałam być z Tobą. Przytulać, wąchać, czochrać... trzymać za rękę śmiać razem z Tobą - łzy spływały po policzkach. 
Usiadłam na ławce i próbowałam się uspokoić. Przecież to skończony rozdział. Muszę znaleźć sobie prace. Najlepiej 10-godzinną by być krócej w domu Payneów. To nie jest mój dom, to nie moja rodzina. Może Liam nie jest już dla mnie jak lew na swoją ofiarę, ale nadal ciężko się z nim rozmawia. Chociaż dzisiaj już ze mną żartował. Siedziałam zamyślona 30 minut. Najwyższy czas się brać za siebie. Wróciłam do domu Payneów. Chyba nikogo nie było. Poszłam do pokoju i rzuciłam się padnięta na łóżko. Nie wiem czemu taka zmęczona jestem. Rozpakowałam ciasteczka i poszłam do pokoju Liama. Zapukałam trzy razy i gdy usłyszałam ' proszę' weszłam. Na szafce nocnej koło lampki była litrowa woda niegazowana a obok niej leki na ból głowy. Ktoś tu ma kaca...
- Przyniosłam Ci ciasteczka... - powiedziałam niepewnie.
- Jasne, połóż  tutaj - przesunął leki i położyłam tam pudełko z ciasteczkami.
Kiedy miałam wychodzić usłyszałam ciche :
- Julia, dziękuje.
To miało dla mnie wielkie znaczenie. Nienawidzę się kłócić. Nienawidzę mieć wrogów. 
- Nie ma za co... - uśmiechnęłam się lekko - Zaraz przychodzi pani psycholog, przynieść ci coś, żebyś później nam nie przeszkadzał? 
- A z łazienki będę mógł korzystać? - zapytał żartobliwie.
- Jasne, że tak - zaśmialiśmy się.
- To nic mi nie brakuje - przytaknęłam głową i wyszłam. 
Liam na prawdę jest fajnym chłopakiem, jeśli nie jest twoim wrogiem.... Ktoś zapukał do drzwi, więc poszłam je otworzyć. To nie była osoba, której się spodziewałam, po raz kolejny tego dnia. 
- Czeeeeeść - przywitał mnie Mulat.
- Hej? - odpowiedziałam zaskoczona.
- Jest Liam? Byliśmy umówieni... - niecierpliwił się loczek.
- Z tego co wiem ma okropnego kaca i odsypia po imprezce... 
- Ja już mu wygarnę... - powiedział blondyn i podwinął  rękawy swojej bluzki. Weszli i poszli do pokoju Liama. Poszłam do kuchni jeszcze trochę ogarnąć. Nie chcę wyjść na flejtucha. 
- Liam kazał nam tu przyjść... Ci pomóc czy coś, bo on poszedł pod prysznic - Niall tak mnie wystraszył, że prawie zawału serca dostałam.
- Jasne. Możecie pościerać stół - podałam im szmatki. Nie byli zadowoleni, ale wzięli się do roboty.
- Chcecie się czegoś napić? - przytaknęli - mamy sok jabłkowy, colę i wodę...
- Wodę - odparli chórkiem. Oni chyba też mają kaca.
- Też macie kaca? Imprezowało się, co?  - zażartowałam nalewając każdemu wodę do szklanki.
- Tak wyszło.... - loczek się odezwał.
- Dobra już jestem. Sorry Julia, ale... 
- Spoko.
- Idziemy? - zwrócił się do chłopaków.
- Idziemy - wyszli na dwór, a ja marzyłam o tym, żeby wypić sobie ciepłą herbatkę, wskoczyć pod kocyk  i poczytać dobrą książkę. Zaczęłam gotować wodę. Wyciągnęłam cytrynę, miód i torebkę herbaty. Kiedy woda się zagotowała zalałam  torebkę i dodałam miodu i cytryny. Położyłam się na kanapie, przykryłam kocem i zaczęłam czytać moją ulubioną książkę " Więzień Labiryntu" . Co chwilę popijałam herbatkę. Rozległo się pukanie do drzwi. Wstałam i od razu zrobiło się chłodniej. 
- Dzień dobry - starsza kobieta podała mi dłoń.
- Dzień dobry.
- Julia Evans? 
- Tak, to ja.
- Możemy zaczynać? - miała bardzo miły głos.
- Tak, proszę wejść...

----------------------------------------

Widzimy się po dłuuuuugiej przerwie. Bardzo was przepraszam za to, ale nie umiałyśmy się dogadać z drugą autorką i się 'mijałyśmy'. Teraz będzie zasada '2 komentarzy' . Stawka się będzie podnosić... Chyba wszyscy wiedzą dlaczego... Nie chcemy pisać dla nikogo :)
PROSZĘ DOCEŃ MOJĄ PRACE I SKOMENTUJ :') 
~Minka

2 komentarze:

  1. Świetne opowiadanie. Było trochę błędów, ale nie zwraca się na to tak bardzo uwagi, bo masz fajny styl. Czekam na kolejny. :)

    Zapraszam też do siebie:
    http://sinister-fanfic.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń