sobota, 13 czerwca 2015

Rozdział 12 - "Chciałeś mnie tylko zaliczyć, prawda?"

    

 5 komentarzy = 13 rozdział

   Czułam na sobie czyjeś ciało... Nagle położyło się obok mnie, a ja szybko otworzyłam oczy. Bałam się. To Liam. Spałam w jego pokoju. Okropnie bolała mnie głowa, a fakt, że byłam naga przeraził mnie na tyle, że o mały włos nie zaczęłam płakać. Nie wiem czemu, ale w kącikach oczu zbierały się łzy. To normalne? W sumie jestem kobietą...
- Już nie śpisz - Liam odwrócił głowę w moją stronę. - Myślałem, że się już nie obudzisz... 
- Która godzina?! - wykrzyczałam przypominając sobie o pracy.
Spojrzałam na zegarek - 9:30 - no pięknie! Energicznie wstałam z łóżka. Liam cały czas mnie obserwował, a ja przypomniałam sobie, że jestem goła. Jak najszybciej zabrałam z jego łóżka kołdrę, żeby ukryć nią swoje ciało i ogromne rumieńce, które zapewne się pojawiły. Czy my...? Oplotłam się kołdrą jak ręcznikiem i pobiegłam do swojego pokoju. 

Byłam już gotowa do wyjścia, i prawie wychodziłam, kiedy dostałam sms-a.

" Dzisiaj otworzymy trochę później - w sumie dopiero od południa, bo szefowa jest w szpitalu :D 
Trzymaj się! Rebecca " 

Odpisałam tylko, że później zadzwonię. Czyli zostało mi jeszcze trochę czasu. Ściągnęłam buty i skierowałam się do kuchni. Zaparzyłam sobie herbatę i zrobiłam kanapki. Usiadłam przy czteroosobowym drewnianym stole w jadalni i zaczęłam jeść. Ja i Liam... Musiałam być nieźle pijana! Pijana?! To za mało powiedziane!
- O czym myślisz? - Liam usiadł na przeciwko mnie z talerzem pełnym kanapek.
- O niczym ważnym.
Chciałam się go zapytać o dzisiejszą noc, ale jednak się nie odważę. Może później.
- Nie idziesz dzisiaj do pracy? - zaczął jeść pierwszą kanapkę.
- Idę, tylko trochę później... Szefowa w szpitalu, czy coś - uśmiechnęłam się pod nosem i wstaje od stołu. Nie chcę z nim rozmawiać. Nie mam pewności, że TO się nie wydarzyło. Nie powinnam w ogóle spać z bratem mojego narzeczonego. Mojego zmarłego narzeczonego...
- Pójdziemy gdzieś dzisiaj? - wstaje jak wryta. Błagam nie. Błagam nie. BŁAGAM. Odwracam się w jego stronę i patrzę w te ciemnobrązowe oczy.
- Liam... - wzdycham. - Mam dużo na głowie - dlaczego po prostu nie powiem, że nie? - Idę do pracy, przychodzi psycholog i mam zamiar odwiedzić Jonathana.
Odkładam talerz do kuchni i idę do swojego pokoju. Nie może mnie nic łączyć z Liamem. Nic.

Położyłam się na łóżku, a na brzuchu położyłam laptopa. Postanowiłam wejść na portale społecznościowe, bo tak dawno mnie na nich nie było. Na skype pojawiła się wiadomość od " Liam".

Jesteś zła? ;c
Nie może przyjść tutaj i porozmawiać? No, trudno...

A czemu miałabym?
Błyskawicznie dostałam odpowiedź.

Zaproponowałem ci dzisiaj wyjście, żeby się lepiej poznać. Unikasz  mnie, widzę to. Tylko czemu? 

Nie rozumiem go. Raz zachowuje się jak dupek, potem jest miły. Następnie przewrażliwiony, głupi, a potem znowu słodki. Gorzej niż kobieta w okres.

To dzieje się za szybko. Za szybko Go straciłam. Za szybko tu zamieszkałam. Nie pasuje tutaj. Nie pasuje do twojej paczki i do ciebie. Nie unikam cie. :)

Daj mi szanse. 

Zamknęłam laptopa i zeszłam z łóżka. Wyszłam z pokoju i skierowałam się do sąsiadującego pomieszczenia. Nawet nie zapukałam, po prostu weszłam.
- Nie unikam cie - westchnęłam i zamknęłam drzwi. - To wszystko zaczyna mnie przerastać... - podszedł do mnie i chyba zobaczył łzy w oczach więc mnie przytulił.
Zaczęłam płakać jak opętana. Potrzebowałam tego. Po prostu się do kogoś przytulić i móc się wypłakać bez żadnych pytań.

Siedziałam na łóżku i tuliłam się w klatkę piersiową Liama. Leżeliśmy już tak pewien czas i narastająca cisza zaczęła robić się niezręczna.
- Dzisiaj przychodzi psycholog... - wzdycham, a Liam tylko się śmieje. - Jak tam z Sam? - spoglądam w jego oczy.
Czuje się jak nastolatka w objęciach swojego chłopaka, kryjąc się przed rodzicami. Liam spojrzał na mnie, ale widząc mój wzrok skierowany w jego stronę od razu obrócił głowę.  Czyli między nimi jest kiepsko...
Czy robimy dobrze? Czy to jest uczciwe? Kilka miesięcy temu nienawidziliśmy się. Nie rozmawialiśmy, nie patrzeliśmy na siebie.

A teraz? Teraz leżymy wtuleni w siebie na łóżku jakbyśmy byli parą... Czuje się przy  nim bezpieczna, chociaż nie powinnam.
- Liam... - podnoszę się tak, żeby Liam mnie nie obejmował. - To jest pokręcone...
-  Ale co? - siada obok mnie.
- Jeszcze miesiąc temu mnie nienawidziłeś. Jeszcze miesiąc temu nie odzywałeś się do mnie. Jeszcze miesiąc temu nie zwracałeś na mnie uwagi, a teraz mnie niby kochasz?! - energicznie wstałam z łóżka.
- To... To jest chore! - łzy same zaczęły zbierać mi się do oczu. Nie mogłam nic z tym zrobić.
- Kto powiedział, że cie kocham? - nadal był w tej samej pozycji, ale bacznie mnie obserwował.
- Ty tak powiedziałeś... - spuściłam głowę w dół i dałam wypłynąć łzą.
- Musiałem być serio pijany... - zaśmiał się i podrapał po głowie.
Byłam zła, smutna, zraniona i zaskoczona w tym samym czasie.
- To dlaczego? Dlaczego  robiłeś mi tą głupią nadzieje?! Dlaczego spędzałeś ze mną czas?! Dlaczego pozwalałeś mi z tobą spać?! - podeszłam do niego i zaczęłam go bić pięściami. Niestety jestem zbyt słaba i pewnie to go nawet nie bolało. Krzyczałam co raz głośniej i płakałam. Nagle upadłam na podłogę. Straciłam wszystkie siły. Nie miałam już nawet siły płakać. Payne nic nie powiedział. Cały czas stał w tym samym miejscu. Cały czas jego czekoladowe tęczówki były skierowane w moją stronę, a ja nie czułam nic. Jakby pustkę. Czułam, że umieram. Umierałam psychicznie już któryś raz...

Wstałam z podłogi i skierowałam się do drzwi.
- Chciałeś mnie tylko zaliczyć, prawda? - odwróciłam wzrok w jego stronę. Nie czekając na odpowiedź wyszłam i zamknęłam drzwi. Weszłam do swojego pokoju i rzucając się na łóżko zaczęłam na nowo płakać.

Kończyłam się malować, kiedy dostałam sms-a od Rebeccki, że za godzinę otwieramy sklep. Poprawiłam włosy i spakowałam wszystkie potrzebne rzeczy do torebki i zeszłam na dół.
- Dzień dobry Karen - uśmiechnęłam się sztucznie. Czułam się okropnie pod każdym względem.
- Dzień dobry, dzień dobry - spojrzała na mnie i oddała uśmiech.- Idziesz do pracy? Może Liam cie podwiezie? On też gdzieś wychodzi - zaproponowała, ale szybko odmówiłam.
Ubrałam buty i wyszłam z domu. Mam jeszcze 50 minut, a do kawiarni niecałe 20. Poszłam więc do parku. Usiadłam na jednej z ławek. Wyciągnęłam telefon i zadzwoniłam do wujka.
- Cześć - przywitałam się, kiedy odebrał.
- Hej. Coś się stało? - wydawał się zmartwiony.
- Chciałam się zapytać, kiedy będę mogła się do ciebie przeprowadzić... - powiedziałam zmieszana i zaczęłam się rozglądać.
- Mówiłem, że nie za szybko. Jeszcze jakieś 3 miesiące... - chciałam się do kogoś teraz przytulić. Zobaczyłam serduszko, a w nim " J+J=LOVE". Pamiętam to... Pamiętam jak wtedy pierwszy raz zabrał mnie na wyścig, a potem mnie tutaj przyprowadził. Łzy zamazywały mi obraz, ale nie dałam im wypłynąć.
- Nie wytrzymam z nimi... - zaczęłam szlochać. - Znalazłam sobie pracę. Zarobie trochę i wynajmę sobie jakąś kawalerkę.
- Co się dzieje? - zapytał zmartwiony.
- Nic - jedna samotna łza spłynęła mi po policzku. - Wszystko jest okej.
- Mam wracać? Wrócę.
- Nie! Nie musisz. Wszystko gra - próbowałam go uspokoić. - Muszę iść do pracy, pa.
- Pa.

Po 5 godzinach mogłam wrócić do "domu". Dzisiaj był mniejszy ruch, a jutro w ogóle nie otwieramy, bo szefowa w szpitalu. Nadal nie wiem co jej się stało, ale nie będę nachalna. Ściągnęłam buty i poszłam do kuchni po wodę.
- Julia... - Liam stał przy lodówce i gdy tylko mnie zobaczył chciał coś powiedzieć, ale mu przerwałam.
- Nie chce z tobą gadać, jasne?  - wyciągnęłam wodę i skierowałam się na schody.
- Psycholog jest u ciebie - powiedział jakby niechętnie. Nie zwróciłam na to wielkiej uwagi i szybko wbiegłam na schody do pokoju. Wodę wciąż trzymałam w dłoni i weszłam do pokoju.
- Dzień dobry - chrząknęła.
- Nie wiem czy taki dobry - odparłam nawet na nią nie patrzeć. Nie chce rozmawiać z nikim.
- Co się stało? - wyciągnęła swój notes z torebki i zaczęła mi się przyglądać.
- Dajcie mi wszyscy święty spokój - położyłam się na łóżku i zaczęłam płakać. - Nie chcę tu być. Nie z nim.
- Dlaczego? - zaczęła coś notować.
- Było dobrze. Nawet zaczęłam go lubić, ale okazało się, że to tylko kolejna gra. Nienawidzę go.
- Jaka gra? Co się stało? - uważnie mnie obserwowała.
- Wziął mnie na wyścig... Upił i przeleciał. Dzisiaj odmówiłam mu jakiegoś spotkania i zaczął mi pisać, że unikam go... Poszłam do niego i mu wyjaśniłam, a on wyjaśnił, że to tylko taka gra - leżałam i gapiłam  się w sufit nie przestając mówić. - To tylko taka zabawa, w której mam być ofiarą, bo z kogoś trzeba się śmiać. Jakoś trzeba rozśmieszać widownie.
- Dobrze. Zrobiłaś na dzisiaj zadanie, które ci zadałam tydzień temu? - skończyła zapisywać.
- Tak. Z nim i jego cholernymi ciasteczkami, a potem tekst typu " nie nienawidzę cie". Dawanie nadziei i wyznawanie miłości, żeby tylko się mną pobawić...
- Odwiedzałaś Jonathana?
- Nie. Dzisiaj idę. Chyba właśnie teraz, więc dowidzenia.
- Ale ja jeszcze nie skończyłam.
- Ale ja tak. Proszę wyjść.

Ehh... Ostatni post  8 marca. Zaniedbałam to strasznie. Sama nad tym ubolewam, ale najpierw problemy z komputerem, choroba... Dobra. Jeśli ktoś został i nadal to czyta, to bardzo dziękuje z całego serduszka.
Rozdział może mieć błędy, bo po prostu nie mam głowy tego sprawdzić, a jak to odłożę, to może się rozdział pojawić dopiero za rok :").

PRZECZYTAŁEŚ? = SKOMENTUJ

 Minka

8 komentarzy:

  1. Czytam twoje wszystkie opowiadania, a to jest najlepsze

    OdpowiedzUsuń
  2. Rozdział jeat super !!! :-D nie moge doczekać się nastepnego ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Życzę Ci dużo weny

    OdpowiedzUsuń
  4. Czekam na next.

    OdpowiedzUsuń
  5. świetny blog jeszcze takiego nie spotkałam, a czytam ich bardzo dużo, twój się naprawdę wyróżnia :) czekam na następny rozdział:)

    OdpowiedzUsuń
  6. No nareszcie :) Świetny ♥

    OdpowiedzUsuń
  7. Mam nadzieję, że jednak odnajdziesz wenę i będziesz kontynuować tego bloga :)

    OdpowiedzUsuń